Przeszłość nie zawsze była dla nich sielanką. Są poranieni i wiedzą, że grzech im w życiu ciąży, ale nie chcą, by ciągle im o tym przypominać.
Różna była ich droga do Koniakowa, gdzie odbywają się rekolekcje dla małżeństw niesakramentalnych. Czegoś musiało im brakować w zwyczajnym duszpasterstwie, skoro zdecydowali się jeździć na rekolekcje. – Jeśli zostaliśmy wychowani w wierze, prędzej czy później musimy wrócić do Pana Boga – przekonuje Adolf. – Bóg się upomni o każdego.
Tęsknota nie pozwala zasnąć
Zaczęło się od Franciszka i Ireny Lukoszków. Od lat byli związani z ruchem oazowym, jeździli na rekolekcje, tam też poznali ks. Jarosława Ogrodniczaka. – Jako małżeństwo sakramentalne z czwórką dzieci staraliśmy się żyć zgodnie z wiarą – mówi Irena. – Gdy obserwowaliśmy sytuację związków niesakramentalnych, było nam przykro. – Ta myśl dojrzewała w nas kilka lat – dodaje Franek. – To się nie stało automatycznie. Próbowaliśmy najpierw znaleźć miejsce, gdzie takie duszpasterstwo jest prowadzone. Dotarliśmy do Poznania, potem w naszej parafii stworzyliśmy grupę, w której przez kilka lat trwały spotkania. Proboszcz dał nam listę mieszkań, do których powinniśmy pójść z zaproszeniem. Niektórzy odmawiali, ale na spotkania przychodzili także ci, którzy wcześniej doznali w Kościele przykrości. Owocem są białe małżeństwa. Ludzie, żyjąc pod jednym dachem, decydują się na czystość, by móc przyjmować Komunię św. – Tęsknota za Panem Bogiem przyprowadziła nas do duszpasterstwa – mówi Adolf. – Długo szukałem takiej formy w różnych miejscach. – Ja szukałam w Internecie – dodaje Sylwia. – Na jednej ze stron trafiłam na dom rekolekcyjny w Koniakowie. Konfrontacja naszych oczekiwań z rzeczywistością rekolekcyjną nie wypadła najlepiej. Sądziliśmy, że zostaną nam podpowiedziane jakieś rozwiązania, a wszystko miało polegać na zawierzeniu Bogu. To nie było łatwe. Pojechałam tam z mężem, ale dziś wiem, że pozostaniemy recydywistami, łatwo nie odczepimy się od księdza.
Szerokie ramiona
Krystyna i Franek pochodzą z Żor. – W związku niesakramentalnym jesteśmy 20 lat, a od półtora roku żyjemy w białym małżeństwie. Przed laty w audycji radiowej usłyszałam o jakiejś formie duszpasterstwa dla par takich jak my, ale nie zdążyłam zanotować numeru telefonu. W jednej z parafii usłyszeliśmy ogłoszenie, że będzie spotkanie dla małżeństw niesakramentalnych. Od razu było dla nas jasne, że chcemy tam być. Spotykaliśmy się przez ponad dwa lata z ks. Damianem Jarnotem. Baliśmy się, że kiedy ksiądz odejdzie z parafii, nasza przygoda z Panem Bogiem się skończy. Było nam przykro, że musimy trwać w takiej sytuacji. Poprosiliśmy o możliwość przystępowania do Komunii św. Udało się – opowiada Krystyna. Dla Franka najtrudniejszy podczas rekolekcji był temat przebaczenia osobie, z którą się rozstał. – To było dla mnie najmocniejsze przeżycie – mówi. – Świadectwo ludzi gotowych do przebaczenia zrobiło na mnie niesamowite wrażenie.
Ludzie żyjący w związkach niesakramentalnych mają poczucie winy i potrzebują przebaczenia. Z jednej strony muszą się otworzyć na drugiego człowieka, z drugiej przebaczyć także sobie. Tu nie do przecenienia jest rola kapłana. – Zaangażowanie kapłana jest nieodzowne. On musi czuć ten temat, to musi wyjść z niego. Musi czuć potrzebę, że nam trzeba jakoś pomóc. Jeśli nasze spotkania odbywały się częściej niż to było przewidziane, to dlatego, że my ich potrzebowaliśmy. Na początku mieliśmy się spotykać dwa razy w roku, przed świętami wielkanocnymi i Bożego Narodzenia. Ale potrzebowaliśmy częstszych spotkań, a ksiądz to doskonale wyczuł. Czuliśmy się kochani i potrzebni. Większość z nas to ludzie głęboko poranieni. Na naszym życiu odcisnął się grzech, dlatego potrzebujemy przytulenia. Może nie trzeba nam mówić na samym początku, że zgrzeszyliśmy, bo przecież jeśli przychodzimy na rekolekcje, to zdajemy sobie z tego sprawę. Ale jeśli na ten grzech i nasze rany nałoży się miłość duszpasterza, chęć niesienia pomocy, nigdy nie zapomnimy, że jednak nie zostaliśmy odrzuceni i potępieni – przekonuje Krystyna. Uczestnicy koniakowskich rekolekcji ze łzami w oczach wspominają błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem. Nie mogą przyjmować Komunii, ale dzięki temu odczuwają wielką bliskość Pana Boga. – On zdaje się wtedy mówić każdemu z nas – od grzechu, który popełniliście, ważniejsza jest moja miłość. Kocham cię taką, jaka jesteś. To chyba wystarczyło, by Bóg działał w nas – mówi Krystyna.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Łuczak