Jako biskup nie przestał być proboszczem, śląskim farorzem, wymagającym, ale i przejmującym się losem księży i wiernych. W Niedzielę Chrystusa Króla abp Damian Zimoń obchodzi 50-lecie kapłaństwa.
W seminarium przebywał w trudnych czasach wygnania biskupów, gdy diecezją rządził narzucony przez władze wikariusz kapitulny. Klerycy wiedzieli jednak, że sam urząd nie tworzy biskupa i czekali na prawdziwego rządcę diecezji, bpa Stanisława Adamskiego, który powrócił w listopadzie 1956 r. 21 grudnia 1957 r. ks. Damian otrzymał święcenia z rąk katowickiego sufragana Juliusza Bieńka, biskupa niezłomnego, który dla Kościoła w tamtych czasach znaczył więcej niż niejeden biskup diecezjalny.
Przez Morze Czerwone
Młody ksiądz trafił do Tychów, najbardziej burzliwie rozwijającego się w tych czasach miasta w Polsce. Był pełen zapału, energii, a przede wszystkim wielkiej życzliwości i optymizmu, które udzielały się także innym. Komunizm traktował chyba jako dopust Boży, dolegliwy, ale jakoś oswajany przez codzienność. Pozostało po prostu robić swoje, nie oglądając się specjalnie na to, jak oceni to władza.
Takim zapamiętałem go w Tychach, gdy jako młody wikary w parafii pw. św. Marii Magdaleny przygotowywał nas, czyli „bandę z piątki” (chodziło o szkołę nr 5) do Pierwszej Komunii Świętej. Właśnie usunięto religię ze szkoły i byliśmy pierwszym pokoleniem katechizowanym w salkach parafialnych. Były to czasy ostrej konfrontacji ideologicznej, a szkoła była miejscem mniej lub bardziej otwartej ateizacji. Ksiądz Damian nie walczył z sekretarzami, tylko na przykładzie opowieści biblijnych starał się nas przekonać, że w historii upadały największe imperia, a lud ufający Panu kiedyś przejdzie przez swe Morze Czerwone. Zostało to zauważone przez czujnych funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa. Zdaniem tajniaków, krytykował władze za propagowanie aborcji i nawoływał do ochrony życia, co było oceniane jako działalność antypaństwowa. W ubeckich materiałach zwracano też uwagę, że jest oddany biskupom i pracowity, co zostało mu w latach późniejszych.
W 1975 r. bp Herbert Bednorz powierzył ks. Zimoniowi parafię Mariacką w Katowicach, jedną z najważniejszych w mieście. Relacje między nimi skomplikowały się, gdy proboszcz zajął miejsce biskupa. Wielu wówczas jednak zauważyło, jak wielkim szacunkiem otaczał nowy biskup schorowanego seniora. Pozwolił mu nadal mieszkać w reprezentacyjnej willi, ordynariacie, sam zaś zamieszkał w skromnym mieszkaniu w kurii biskupiej. W parafii Mariackiej ks. Damian uczył się pracować ze świeckimi, organizując grupy parafialne oraz opiekując się zaniedbaną młodzieżą, której w centrum miasta nigdy nie brakowało. Miał szczęście do ludzi, gdyż często przyszło mu tam pracować z dobrymi księżmi, których zresztą gonił do pracy bez wytchnienia. To wówczas stworzył grupy ludzi świeckich, z których część pomagała mu także, gdy został biskupem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski