Mówiła, że Pan Jezus ma do niej słabość. Wymodliła nawet wskrzeszenie człowieka. Właśnie zmarła jedna z najbardziej niezwykłych polskich zakonnic.
Janina Adamska kochała góry, morze, szerokie przestrzenie. I pracę z młodzieżą. Rozmowy, lekcje, wycieczki. Ale po studiach z filologii klasycznej poczuła, że ma zostać karmelitanką.
– Jak to, ja? Do klasztoru zamkniętego na cztery spusty i okratowanego? – nie rozumiała.
Nic nie pomagało. Wezwanie stawało się coraz silniejsze.
Któregoś dnia wewnętrzny głos odezwał się z taką siłą, że aż zatrzymała się na ulicy i uchwyciła szczebli jakiegoś płotu. – No to może do urszulanek pójdę, byłabym nauczycielką… – próbowała walczyć. Natychmiast usłyszała odpowiedź, że jest dosyć odpowiednich ludzi, którzy mogą zająć się młodzieżą. A góry, lasy, morza? – Bóg jest w Karmelu, a w Nim nieograniczona przestrzeń. Czego ci braknie, gdy masz Boga? – trwał bezgłośny dialog.
Wiedziała, że właśnie teraz musi wybrać: tak czy nie? – Skoro chcesz, to „tak” – zdecydowała.
– Byłam pewna, że idę do klasztoru garnki zmywać. A okazało się, że to wszystko, czego się wyrzekłam, wróciło do mnie zwielokrotnione – powiedziała mi wiele lat później.
Krata spotkań
To prawda. Siostra Immakulata – bo takie imię otrzymała w zakonie – szybko stała się cenioną pisarką. Przełożeni zauważyli, że ma talent i zlecili jej pisanie książek. Wystarczy wpisać do wyszukiwarki internetowej „Immakulata Adamska”, żeby otrzymać ponad tysiąc pozycji. Swoje pisarskie zdolności też rozumiała jako prezent od Pana Boga. – Gdy siadam do pisania, to jakby gwiazdy zaczynają wokół mnie tańczyć – zwierzyła się kiedyś.
Ona nie ruszała się z miejsca, a jej teksty krążyły po świecie. Krata zatrzymywała ją w klasztorze, ale ludzie sami przychodzili do kraty. Bardzo wielu młodych, których przecież kiedyś chciała uczyć. Siostra Immakulata rozmawiała, radziła, pocieszała. Umiała być stanowcza. Kiedyś przyszedł młody człowiek, który spodziewał się „błogosławieństwa” dla swoich upodobań dla religii Wschodu. – Paliłeś kadzidełko Buddzie? Zdradziłeś Chrystusa! – powiedziała ostro.
Tego właśnie ludzie potrzebowali. Jasnego określenia granic, wyznaczenia zasad. Powstało powiedzonko: „Wpadłeś w tarapaty – idź do Immakulaty”.
Nie były to tylko tarapaty „intelektualne”. Nieraz chodziło o sprawy graniczne, życia i śmierci. Wtedy siostra Immakulata była pośredniczką, „no bo ona zna się lepiej z Panem Bogiem”. W jakimś sensie faktycznie tak było. – Jezus ma do mnie słabość, bo ja Mu o wszystkim mówię – powiedziała mi z rozbrajającą prostotą.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak