Seminaria pękają w szwach. Na wsi ludność uczestniczy w Eucharystii o 4 rano. Świeccy organizują życie w parafii, bo księża nadążają tylko ze sprawowaniem sakramentów. Tak żyje doświadczony latami prześladowań Kościół w Wietnamie. Kościół ściśle kontrolowany przez władze.
Kościół katolicki w Wietnamie nie cieszy się przychylnością władz państwowych. Wietnam nie utrzymuje też stosunków dyplomatycznych ze Stolicą Apostolską. Ostatnio jednak jakby coś drgnęło na linii Hanoi–Watykan. W styczniu Benedykt XVI przyjął na audiencji premiera Wietnamu Nguyena Tan Dunga. Było to pierwsze w dziejach spotkanie szefa wietnamskiego rządu z papieżem. Informowała o nim nawet wietnamska prasa rządowa. Na początku marca do Wietnamu pojechała oficjalna delegacja Stolicy Apostolskiej.
Odwilż pod kontrolą
Oba wydarzenia komentatorzy uznali za ważny krok ku nawiązaniu stosunków dyplomatycznych między Wietnamem i Watykanem. Zwłaszcza że owoce tych spotkań są bardzo konkretne: zniesienie limitu kandydatów przyjmowanych do seminariów duchownych, zgoda, by nabór odbywał się, co roku, a nie co dwa lata – jak było do tej pory – umożliwienie działalności społecznej zgromadzeniom zakonnym, zgoda na otwarcie pierwszego katolickiego szpitala. Rząd zaakceptował też zaangażowanie Kościoła w pracę z młodzieżą i działalność charytatywną wśród ubogich.
Władze jednak nadal utrudniają mianowanie biskupów i nie zgadzają się na tworzenie nowych diecezji. W czterech z 26 wietnamskich diecezji nie ma biskupa. Ordynariusze kilku innych mają już ponad 80 lat i dawno powinni przejść na emeryturę. Już dwa lata temu kard. Crescenzio Sepe, ówczesny prefekt Kongregacji Ewangelizacji Narodów, po wizycie w Wietnamie twierdził, że można by tam utworzyć kilka nowych diecezji. Ale nie zgadzają się na to komunistyczne władze. To główne punkty zapalne w relacjach wietnamsko-watykańskich. Wokół nich koncentrowały się więc rozmowy watykańskiej delegacji z rządem w Hanoi. – Mamy nadzieję, że rozmowy te przyniosą dalsze ocieplenie we wzajemnych relacjach i dadzą Kościołowi większą swobodę działania – mówi o. Joseph Nguyn Công Doan, jezuita, który 9 lat spędził w wietnamskich więzieniach. – Cierpienie i męczeństwo oczyściło nasz Kościół, dodało mu sił i pogłębiło wiarę.
Kto cię przysłał?
Ojciec Nguyęn Công Doan opowiada, jak po dojściu komunistów do władzy w Wietnamie wykupiono wszystkie dostępne egzemplarze Biblii. – Każdy chciał mieć Pismo w. Często słyszaem, jak ludzie mówili: wystarczy nam Ewangelia – wspomina. Do Sajgonu przyleciał po studiach w Rzymie, 24 kwietnia 1975 r. Dzień później komuniści zamknęli lotnisko i nasilili prześladowanie chrześcijan. Wypędzono wszystkich zagranicznych misjonarzy. Do dziś mogą przyjeżdżać tylko jako turyści i zostać nie dłużej niż 3 miesiące. Policja od razu zainteresowała się młodym księdzem, który został przełożonym wietnamskich jezuitów.
– Kiedy mnie przesłuchiwali, pytali: kto cię przysłał i jaką masz misję do spełnienia? Nie trafiłem od razu do więzienia. Przez 5 lat jako „agent Watykanu” byłem nieustannie śledzony, spisywano każde moje słowo. W 1980 r. zostałem aresztowany. Oskarżono mnie o prowadzenie antyrewolucyjnej propagandy. Wyrok: 12 lat. Po latach dowiedziałem się, że komuniści bali się wpływu, jaki nasza jezuicka wspólnota miała na młodzież Sajgonu. Wszyscy byliśmy intelektualistami, co dla władz było niebezpieczne – wspomina o. Nguyn Công Doan.
Przez trzy lata w więzieniu w ogóle nie mógł sprawować Eucharystii. – Potem dostałem trochę wina. Strażnikom powiedziałem, że to lekarstwo. O zmroku, leżąc na macie pod moskitierą, odprawiałem w ciszy Mszę św. Konsekrowane okruchy chleba miałem zawsze w kieszeni i wielu katolikom mogłem udzielać w ciągu dnia Komunii św. – opowiada o. Nguyn Công Doan. Ostatnie lata wyroku spędził w obozie reedukacji przez pracę. Tam Mszę św. udawało mu się odprawić przy stole zastawionym kawą, dla zmylenia strażników. – W jednej kieszeni obozowego munduru miałem chleb, w drugiej na piersiach wino. W czasie przeistoczenia dotykałem nieznacznie kieszeni z chlebem i mówiłem: oto moje Ciało, następnie kieszeni z fiolką wina: oto Krew moja – opowiada.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Beata Zajączkowska, dziennikarka Radia Watykańskiego