Samo spotkanie to już dużo. A do tego jeszcze modlitwa i błogosławieństwo. Czemu z tego rezygnować?
Jakieś siedem lat temu ksiądz Łukasz Waśko chodził po kolędzie w dzielnicy domków jednorodzinnych w dużej toruńskiej parafii. Przed jednym z nich, bardzo eleganckim, czekali ministranci. – W środku bardzo śmierdzi – powiedzieli. Ksiądz się zdziwił, bo zwykle nie komentowali takich rzeczy. Kiedy razem z chłopcami wszedł do środka, stwierdził, że rzeczywiście zapach nie należał do przyjemnych. Dom okazał się niemal zupełnie pusty, żadnych wykładzin, żadnych mebli. Jedynie na środku przestrzennego holu stał zwykły drewniany stół, a przy nim dwa krzesła. Przy stole czekał mężczyzna około 45-letni, zadbany, pachnący, w skrojonym na miarę garniturze. – Przywitaliśmy się i zanim rozpoczęliśmy modlitwę, ostrzegł mnie, że może pojawić się żona i zachowywać bardzo dziwnie, ale nie mam się bać – wspomina kapłan. I rzeczywiście w trakcie modlitwy rozległ się hałas. Do holu wbiegła na czworakach kobieta ubrana jedynie w halkę. Przyjrzała się obecnym z zainteresowaniem i, wciąż na czworakach, wybiegła z pomieszczenia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak