Od prawie czterdziestu lat papieże na 1 stycznia przygotowują orędzia mówiące o pokoju. A pokoju na świecie jak nie było, tak nie ma. To po co te orędzia?
Od prawie czterdziestu lat papieże na 1 stycznia przygotowują orędzia mówiące o pokoju. A pokoju na świecie jak nie było, tak nie ma. To po co te orędzia? Był 8 grudnia 1967 roku. Paweł VI wydał dokument, którego pierwsze zdanie brzmiało: „Zwracamy się do wszystkich ludzi dobrej woli z wezwaniem, aby dzień 1 stycznia 1968 r. był obchodzony na całym świecie jako »Dzień Pokoju«”. Papież chciał, aby odtąd tak było co roku.
Dzień bez wojny?
Niemal pod każdą datą w kalendarzu jest obchodzony jakiś „dzień”. Jak nie Dzień Kobiet, to „Dzień bez papierosa” albo „Dzień walki z AIDS”. Tych „dni” jest tak dużo i dotyczą czasami tak dziwnych spraw, że ich ranga gwałtownie spada. Skoro tak, to dlaczego u progu każdego roku papieże wzywają do obchodzenia Dnia Pokoju? Czy to jest kolejne katolickie święto? A może chodzi o „Dzień bez wojny”?
Zamysł Pawła VI był jasny. To nie była wyłącznie religijna inicjatywa. Kościół zamierzał „poddać myśl” z nadzieją, że nie tylko spotka się ona z jak najszerszą akceptacją, ale znajdzie też licznych i skutecznych promotorów – wyjaśniał Ojciec Święty. Co roku papież, wydając orędzie, proponował temat do refleksji na pierwszy dzień nowego roku. Paweł VI wydał jedenaście noworocznych orędzi. Jego inicjatywę kontynuował Jan Paweł II. W ciągu prawie czterdziestu lat powstał podręcznik „nauki o pokoju”.
Terroryzm i fundamentalizm
Benedykt XVI, uzasadniając wybór swego imienia, odwoływał się do działań na rzecz pokoju zarówno św. Benedykta, jak i papieża Benedykta XV. Nic więc dziwnego, że także on przygotował orędzie na 1 stycznia 2006 r. Szczególny nacisk położył w nim na związek pokoju z prawdą. Bardzo ostro wypowiedział się o terroryzmie, wskazując, że także fanatyzm religijny, nazywany fundamentalizmem, może go inspirować i podsycać. Stanowczo skrytykował polityków, którzy wzywają do nienawiści i wydają ogromne pieniądze na zbrojenia. Zarzucił wspólnocie międzynarodowej, że proces rozbrojenia utkwił w martwym punkcie. Jako jedno z zagrożeń dla pokoju wymienił „prowadzenie wojny z Bogiem”...
Są owoce
Czytając pierwsze orędzie na Światowy Dzień Pokoju i wydane niemal czterdzieści lat później pierwsze pokojowe orędzie Benedykta XVI, można znaleźć wiele podobnych diagnoz i przestróg. Czy to znaczy, że nic się przez ten czas nie zmieniło i papieskimi orędziami nikt się nie przejmuje? Zdecydowanie nie. Rozpoczynanie każdego nowego roku światową refleksją nad pokojem owocuje. Sprawia, że w świadomości coraz liczniejszych osób na świecie pokój nie jest już tylko zwykłym brakiem wojny. Nie tylko ludzie na szczytach władzy coraz lepiej zdają sobie sprawę, że pokój jest darem, o który trzeba dbać i który trzeba pielęgnować. Także dzięki temu liczba konfliktów na świecie maleje.
Nadzieja na pokój
Patrząc na aktualną sytuację na świecie, możemy z satysfakcją stwierdzić, że istnieją pewne obiecujące znaki na drodze budowania pokoju. Mam na myśli zmniejszenie się liczby konfliktów zbrojnych. Są to oczywiście jeszcze raczej nieśmiałe kroki na ścieżkach pokoju, ale już otwierające perspektywy spokojniejszej przyszłości, szczególnie dla udręczonej ludności Palestyny, ziemi Jezusa, i dla mieszkańców niektórych regionów Afryki i Azji, którzy od lat oczekują pozytywnego zakończenia rozpoczętych procesów zaprowadzania pokoju i pojednania. Te dodające otuchy sygnały, które wymagają potwierdzenia i umocnienia przez zgodne i nieustanne działania, zwłaszcza Wspólnoty Międzynarodowej i jej instytucji, ukierunkowane są na zapobieganie konfliktom i na pokojowe rozwiązanie istniejących. Z Orędzia na Światowy Dzień Pokoju, 2006 r. (pełny tekst na stronie www.wiara.pl)
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Artur Stopka