Domy ojca Csaby dają schronienie i miłość tysiącom dzieci z ulic Siedmiogrodu.
Sam dorastał jako półsierota. W roku, kiedy się urodził (1959), jego ojciec został uwięziony przez Securitatae pod zarzutem działalności antypaństwowej. Ojciec wrócił wprawdzie do domu, ale po kilku tygodniach zmarł z powodu obrażeń po torturach. Csaba Böjte, syn zamęczonego, został franciszkaninem. Z niczego stworzył domy dla sierot, które pozbierał z ulic miast Siedmiogrodu.
Dziki lokator
Początki były skromne. W 1992 r. w ruinach rozpadającego się klasztoru franciszkańskiego, w stutysięcznym mieście Deva w zachodniej Rumunii, Csaba Böjte stał się – używając języka anarchizującej młodzieży – squatterem, czyli dzikim lokatorem.
Zdecydował się na ten krok trzy lata po przyjęciu święceń i w kilka miesięcy po objęciu parafii. Stało się to w dniu, kiedy jakaś nieznajoma kobieta przyprowadziła do zakrystii dwie dziewczynki żebrzące na miejscowym dworcu. Franciszkanin w przypływie bezsilności odmówił wszelkiej pomocy, wymawiając się potrzebą spiesznego udania się na Mszę świętą. Tyle tylko, że tego dnia Ewangelia przytaczała słowa Jezusa: „Kto przymuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje”…
Remont nielegalny
Wzniesiony na początku XVIII wieku klasztor został po wojnie przejęty na cele państwowe. Urządzono w nim biura i magazyny gospodarcze. W 1970 roku rzeka Mures zatopiła budynek. Kiedy ojciec Csaba, w towarzystwie jeszcze jednego brata zakonnego, dwóch dziewczynek z dworca oraz grupki innych dzieci stanął przed klasztorną bramą, budynek nie miał nawet drzwi ani okien. Kapłan rozbił zardzewiałe kłódki na bramie dawnego klasztoru, otwierając w ten sposób pierwszy zakonny dom dziecka w Rumunii.
Przez kolejnych siedem lat, dzięki pomocy miejscowej ludności, klasztor remontowano i zagospodarowywano.
Z punktu widzenia prawa – całkowicie nielegalnie. O tym fakcie przypominały zresztą systematycznie kolejne wizyty urzędników. Kiedy sytuacja stawała się naprawdę groźna, ojcowie franciszkanie, zwykle z pochylonymi głowami, pytali, czy mają dzieci ponownie wypuścić na ulicę. Albo opuszczali klasztor, przekazując blisko setkę dzieci pod opiekę skonsternowanych urzędników.
Poskutkowało. Domu nie tylko nie zamknięto, ale w 1999 roku budynek klasztoru został zwrócony franciszkanom.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Lucie Szymanowska, hungarystka, mieszka w Budapeszcie