Stajemy się coraz bardziej podobni do narodów, które analizują, mierzą, ważą i na wszelki wypadek zabraniają coraz więcej
Świat uwielbia spontaniczność, a już Polacy szczególnie cenią fantazję, którą mniej lotne ludy biorą za brak odpowiedzialności. Ale świat się zmienia, stajemy się coraz bardziej podobni do narodów, które analizują, mierzą, ważą i na wszelki wypadek zabraniają coraz więcej. Dobrym przykładem równania do postępowej części ludzkości była niedawna afera Teletubisiów: od lat na Zachodzie odkrywano prawdę o znanych od wieków bajkach.
Czerwony Kapturek okazał się seksistowską propagandą, Kaczor Donald został zresocjalizowany, smoki objęto programem ochrony gatunków wymarłych, zdemaskowano rasistowską wymowę opowieści o Murzynku Bambo. Dywagacje na temat orientacji Teletubisiów wpisują się w ten klimat, choć nie do końca zostało to przez zachodnich badaczy docenione, ponieważ zabrakło postępowości.
Na szczęście z Zachodu sprowadzamy nie tylko postęp obyczajowy. Zbliżają się wakacje, które kojarzą się z niespodziankami. Jednak po latach doświadczeń, godzinach na poboczu szosy w oczekiwaniu na autostop, nocach pod toaletą w przepełnionym wagonie i tygodniach w przemokniętym namiocie podczas zapowiadanych upałów, dojrzały urlopowicz odkrywa, że udane improwizacje to improwizacje dobrze przygotowane. Dlatego pełen fantazji podróżnik nowej daty najpierw sprawdza w komputerze prognozę pogody; pomyłki są dużo rzadsze niż przed laty.
Przez komputer rezerwuje też, co się tylko da: hotel w Suwałkach, bilet do Luwru, taksówkę w Valparaiso i egzemplarz „Gościa” w kiosku na Vaclavskem Namesti. Z komputera się dowie, gdzie w katolickich do niedawna krajach odprawia się jedyną Mszę św. w tygodniu. Ostatnio coraz popularniejszy staje się GPS – urządzenie, które samo mówi, którędy dojechać do wskazanego celu. Zdarza się, że każe skręcić w prawo na samym środku mostu, albo straci rezon w takim kraju jak nasz, gdzie drogi są już zbudowane, ale elektroniczny mądrala wciąż o nich nie wie, ale to normalne: z komputera wychodzi tylko to, co przedtem człowiek tam włoży.
Mimo to maszynka jest genialna; przydałaby się taka w innych sytuacjach, gdy nie bardzo wiadomo, czy iść w prawo, w lewo, czy prosto, czy też może po prostu zawrócić. Sceptycy będą zapewne ostrzegać przed tym, że skoro GPS wie, gdzie jesteśmy, to nie wiadomo, kto nas śledzi. Jednak gdy wszyscy mogą zobaczyć, gdzie jestem, to może i ja się dowiem, a taka wiedza bywa przydatna nie tylko podczas wakacyjnej włóczęgi. A gdzie spontaniczność? Zawsze można liczyć na to, że bateria się rozładuje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim