Chętnie bym komuś wybaczył, ale, niestety, nie wiem komu mam wybaczyć i co Mój młody, bywały w świecie znajomy, do kościoła chodzi ostatnio w Brukseli.
Bruksela jako miasto praktykujących katolików jest raczej rzadko opisywana w naszych mediach, znacznie częściej słyszymy o brukselskich biurokratach i technokratach. Otóż zdarzyło się, że jeden z technokratów zgłosił się po Mszy do księdza proboszcza i przedstawił mu pokrótce projekt racjonalizacji procesu zbierania na tacę. Zaproponował, żeby zamiast dwóch ślamazarnych „zbieraczy” do akcji ruszyło czterech, tak by kolekta odbyła się sprawnie i szybko.
Zdarza się, że taca nie wszędzie dociera, albo ludzie, czekając zbyt długo, chowają wyjęte datki, by skupić się na Eucharystii. Niektórym zdarza się zapomnieć – racjonalizator obliczał, że efektywność spada w ten sposób o kilkanaście procent. Nie potępiał przy tym wiernych; wychodził bowiem z założenia, że ludzie są z natury dobrzy i szczodrzy, tylko trzeba im trochę pomóc.
Nie wiem, jak zareagował belgijski ksiądz, bo zamyśliłem się nad kwestią pomocy dobrym ludziom. Tuż przed świętami dużo się na przykład mówiło o potrzebie wybaczenia bliźnim. Celowały w tej propagandzie wybaczenia zwłaszcza media, które jeszcze rzadziej zajmują się chrześcijańskimi cnotami niż porządkiem nabożeństw w Brukseli. Odczułem przemożną chęć przebaczenia, wyciągnąłem rękę na zgodę, no i tak czekam z tą ręką w powietrzu. Medialne apele o wybaczenie dotyczą bowiem nieszczęśliwych ludzi, którym się zdarzyło nawiązać zbyt bliski kontakt z komunistycznymi tajniakami.
Chętnie podporządkowałbym się apelom, ale, niestety, nie wiem, komu mam wybaczyć i co. Po prostu nikt nie podchodzi z tacą, na której mógłbym złożyć wybaczenie. Jeśli mnie pamięć nie myli, to tylko jeden robotnik z Nowej Huty prosił o wybaczenie donosicielstwa. Poza nim nikt nie potrzebuje wybaczenia, nie słychać, żeby ktoś o nie prosił. Nikt nie chce mi pomóc. Owszem, pojawia się tendencja, żeby wybaczać tak jakoś ogólnie, bezimiennie i bez pytania za co. Ale taka generalna absolucja przypominałaby rozrzucanie monet po całej świątyni. Można by kogoś trafić nieumyślnie. Wybaczanie wszystkim pociąga ryzyko wybaczenia niewinnym, a – jak się dowiedziałem od mądrych ludzi piszących artykuły i uchwały – to mogłoby naruszyć czyjąś godność.
Może się też zdarzyć, że nikt mi nic nie jest winien. Ale w takim razie dlaczego mam wybaczać? To już zaczyna przypominać czeski film. Były premier Mazowiecki był łaskaw onegdaj stwierdzić, że Polacy nie umieją przebaczać. A może nikt im nie chce pomóc?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim