Pomysł, że uda się kroczyć przez życie bez mimowolnego następowania komuś na odciski, jest utopijny, a nawet szkodliwy
Wyczytałem ostatnio, że kolejny szczyt poprawności politycznej zdobyła pewna nauczycielka z Anglii, która zakazała dzieciom przygotowywać laurki na Dzień Matki. Powodem było przekonanie, iż dzieciom, które matek nie mają, mogłoby być przykro. Nie chodzi tylko o sieroty, lecz o dzieci opuszczone przez matki – to właściwie tym kobietom powinno być przykro. Prasa nie doniosła, jak pani zamierza wynagrodzić przykrość tym uczniom, którzy nie mogli okazać laurką uczuć swoim matkom. Przypuszczam, że pani zakładała, iż lepiej mieć matkę, niż jej nie mieć, i w gruncie rzeczy zachowała się według porzekadła, które zakazuje mówić o sznurze w domu wisielca.
Dobre wychowanie nie pozwala na robienie przykrości bliźnim, jednak pomysł, że uda się kroczyć przez życie bez mimowolnego następowania komuś na odciski jest utopijny, a nawet szkodliwy. Przede wszystkim należałoby zlikwidować zawody sportowe, bo każdy zwycięzca krzywdzi przegranych. Żeby nie robić przykrości politykom opuszczonym przez wyborców, należałoby powierzać misję tworzenia rządu opozycji i to najlepiej pozaparlamentarnej. Przez delikatność należałoby wynagrodzić partacza znęcającego się nad kafelkami w naszej łazience i sprowadzić go w ten sposób na manowce: zamiast się uczyć zawodu, będzie psuł łazienki, aż trafi na nerwowego klienta i sąd rozstrzygnie, czyja przykrość jest większa.
Oczywiście całe prawo jest też do wyrzucenia, bo zawiera ono wyjątkowo długi spis przykrości, które można wyrządzić drugiemu człowiekowi. W końcu nie będzie sportu, demokracji i prawa, i w ogóle niczego, jak mawiał pan Kononowicz kandydujący na prezydenta Białegostoku. Nawet za komuny, gdy bogaci kupowali gorsze samochody i mieszkali w gorszych warunkach, niż ich było stać, gdy lepiej było udawać głupszego od drugiego sekretarza partii w zakładzie pracy, byle tylko nie robić przykrości wymogom moralności socjalistycznej, aż takich przerostów wrażliwości społecznej nie notowano.
Pewnie dlatego, że ludzie mieli dość kłopotów na co dzień. Dopiero wolność i dobrobyt powodują przypływ tak ekscentrycznych pomysłów jak kasowanie Dnia Matki albo likwidacja choinek z powodu urojonego cierpienia innowierców.
W normalnym (cokolwiek to znaczy) społeczeństwie wrażliwość rozkwita i nic dziwnego, że od upadku komuny przybywa wokół nas niepełnosprawnych, którym (wciąż niedostatecznie) stwarza się szanse na normalne (cokolwiek to znaczy) życie. Nadwrażliwość jest jednak taką formą niepełnosprawności, która uniemożliwia realną pomoc: słabi potrzebują silnych, a nie litości.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim