Władze centralne nie mają zaufania, iż naród wybrał właściwie władze lokalne
Mam kłopoty z podejmowaniem decyzji, więc podziwiałem śmiertelników, którzy w mig potrafią dokonać wyboru. Na skrzyżowaniu, gdy ja przeżywam katusze, bo nie wiem, czy skręcić w prawo, w lewo, czy może jechać prosto, człowiek zdecydowany po prostu jedzie.
Czasem po wielu kilometrach wraca w to samo miejsce, gdzie ja wciąż kombinuję, co zrobić, ale co się najeździł, to jego – a ja stoję. Bywa jednak, że trafi dobrze – wtedy może wpisać do życiorysu kolejny dowód na potwierdzenie swoich kwalifikacji lidera. Mądrości ludowe nie są jednoznaczne w kwestii szybkości działania, mamy tu: „co nagle, to po diable”, ale również: „kto szybko daje, ten dwa razy daje”. Mądrości ludowe na wszelki wypadek są za, a nawet przeciw, dzięki czemu zawsze każdy może się do nich odwołać – w ten sposób zdobywa się uniwersalny autorytet.
W życiu, czyli w „realu”, zdecydowanie również czasem popłaca, a czasem nie. Na przykład mieszkańcy gmin, którzy nie przeżywali hamletowskich dylematów i wybrali burmistrza albo prezydenta dwa tygodnie temu, mogą teraz spokojnie, z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku, siedzieć w domu. Inni albo siedzą w poczuciu niewypełnionego obowiązku, albo idą, choć jesień późna, a listopad – według poety – jest niebezpieczną porą dla Polaków.
Z drugiej strony mamy tych kilku parlamentarzystów, którzy ku swojemu zdumieniu wygrali wybory do gminnej rady i wobec tego muszą odejść z Wiejskiej (i sprzed kasy wypłacającej diety). Tu akurat decyzja była pochopna, choć może nie do końca: gdy się słucha polskich mediów, to rzeczywiście trudno uwierzyć, że ktokolwiek chciałby powierzyć losy własnej miejscowości osobom odpowiedzialnym za losy całego państwa. „Całe państwo” jest bowiem dość abstrakcyjne, ale sąsiednia przecznica to już konkret.
Naród chciał u siebie w gminie tylko kilku przedstawicieli władz centralnych, może po to, by się przyjrzeli jak wygląda teren. Władze centralne zinterpretowały to po swojemu i słyszymy ostatnio, że sejmiki mają być ubezwłasnowolnione w sprawie rozdziału funduszów unijnych – ich decyzje będzie mógł wetować wojewoda. Właśnie dlatego, że władze nie mają zaufania, iż naród wybrał właściwie władze lokalne.
Mógł, o zgrozo, wybrać kogoś, kto jako beneficjenta środków z UE wybierze wyborców ze swojego okręgu. To się nie zdarzy, gdy decyzje podejmuje ktoś z władz centralnych. Na przykład stację we Włoszczowie pewien minister „załatwił” absolutnie bezinteresownie, bo jego ugrupowanie tam przegrało – pewnie potencjalny elektorat zdecydował się wsiąść do niewłaściwego pociągu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim