Kto to widział, żeby rządzili bracia bliźniacy. Faktycznie, nikt tego jeszcze nie widział, ale poza tym świat już widział tak dużo, że trudno go czymś zaskoczyć
No i co my teraz będziemy robić, gdy już skończyły się mistrzostwa świata? Co prawda tym razem była to impreza dla koneserów, bo z boisk wiało nudą, ale zawszeć to jakieś igrzyska. Szkoda tylko, że igrzyska też przechodzą ewolucję i wkrótce piłka nożna będzie tak samo zabawna jak wyścig kolarski: przez 250 km nic się nie dzieje, dopiero ostatnie dziesięć warto oglądać. Albo tak pasjonująca jak zapasy: w kinie wygląda to interesująco, bo przeciwnicy rzucają sobą nawzajem po całym ekranie, ale na olimpiadzie poziom jest tak wysoki, że widzowie śledzą pojedynki z ustami otwartymi z powodu ziewania.
Jak się zdaje, nic podobnego nie grozi polskiej polityce. Tak przynajmniej wynika z pierwszych komentarzy po zmianie premiera Marcinkiewicza na premiera Kaczyńskiego. Nawet ci, którzy od dawna postulowali taki krok, teraz wyglądają na zdumionych i zaskoczonych. Dla tych, którym mimo upałów chce się jeszcze ekscytować polityką, ostatnie wydarzenia rzeczywiście mogą wydawać się burzą lipcową, połączoną z gradobiciem. W rzeczywistości jednak zmiana sankcjonuje stan, który trwał od czasu wyborów. Oczywiście można dyskutować, czy fakt sprawowania władzy wykonawczej w Polsce przez osoby tak blisko spokrewnione jak bracia Kaczyńscy jest dla Polski dobry, czy nie. Można by jednak również dyskutować, czy sam model ustrojowy z dwugłową władzą wykonawczą jest dla Polski dobry, czy nie.
Słychać opinie, że nowy układ zaszkodzi naszemu krajowi w oczach zagranicy, bo kto to widział, żeby rządzili bracia bliźniacy. Faktycznie, nikt tego jeszcze nie widział, ale poza tym świat już widział tak dużo, że trudno go czymś zaskoczyć. Czasem zdaje się, że to właśnie władze dobrane na obraz i podobieństwo polskich wyobrażeń o świecie byłyby w tym świecie ewenementem. Gdyby zagraniczna opinia publiczna miała decydować o wyniku wyborów w każdym kraju, to z posadą dawno pożegnałby się prezydent Bush, a Berlusconi nie rządziłby ani minuty. Chirac nie ma brata bliźniaka, ale jeden Chirac całkowicie wystarczy. Hiszpanie wybrali sobie premiera podobnego do Jasia Fasoli, którego pomysły może i pasują do nowej Europy, ale sporą liczbę Europejczyków wciąż bulwersują. A my tu, w Polsce, tymczasem zrealizowaliśmy w pełni postulat rewolucji francuskiej, nawołującej do braterstwa. No i czego się wstydzić? Mówiąc zaś bardziej serio, argument z serii ,,co zagranica powie” nie wydaje się przekonywać wyborców obecnej koalicji, zaś tylko wyborcy mogą zdecydować o zmianie zawodników w tym meczu
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim