Nader często słyszeliśmy, że Joseph Ratzinger jest następcą Karola Wojtyły, dużo rzadziej, że przede wszystkim jest on następcą Świętego Piotra
Po wyjeździe Ojca Świętego zrobiło się smutno, bo zawsze smutniej jest tym, którzy zostają, niż tym, którzy wyjeżdżają. Z drugiej strony zrobiło się też trochę weselej, bo ustała masowa ofensywa środków masowego przekazu. Zabrzmi to niesłychanie snobistycznie, ale zdarzało mi się podczas pielgrzymki korzystać z łaski dostępu do programów satelitarnych telewizji watykańskiej albo francuskiej telewizji katolickiej KTO. Nie wszystko rozumiałem, ale nie musiałem wysłuchiwać wielu dziwacznych komentarzy, a zwłaszcza natrętnego porównywania Benedykta XVI do Jana Pawła II. Nader często słyszeliśmy, że Joseph Ratzinger jest następcą Karola Wojtyły, dużo rzadziej, że przede wszystkim jest on następcą Świętego Piotra oraz dwustu kilkudziesięciu papieży, którzy swoimi pontyfikatami wypełnili dwa tysiąclecia.
Raz jeszcze okazało się, że przydałaby się u nas telewizja katolicka, w której wydarzenie medialne ustąpiłoby miejsca refleksji. Zdaje mi się bowiem, że papieże przyjeżdżają do nas nie po to, by stać się gwiazdami ekranu. Przy całym szacunku dla rodzimych gwiazd publicystyki, które na co dzień zajmują się komentowaniem zawiłości życia politycznego, trudno się pogodzić z ich skrzywieniem zawodowym. W polityce rankingi odgrywają doniosłą rolę i nie można się dziwić, że czołowi prezenterzy pewniej się czują, stąpając po znanym sobie gruncie porównań i klasyfikacji. Nie można się dziwić, ale można się zdumiewać, że media skądinąd antyrasistowskie tak łatwo sięgają po argument „niemieckiego charakteru”.
Polityka to nie jest naturalne środowisko Kościoła, nie dziwi mnie więc zasłyszana opinia, że lepiej od komentatorów politycznych dał sobie radę z relacją Przemysław Babiarz, skądinąd redaktor sportowy, zdawałoby się jeszcze bardziej zależny od ustawiania w rankingi. Za to stateczny, choć nieukrywający swoich sympatii Grzegorz Miecugow odważył się na bezpośredni kontakt z telewidzami, podczas którego do głównego problemu urosła kwestia, czy Ojciec Święty powinien się pojawić w oknie na Franciszkańskiej, czy raczej nie. W sumie, mimo tonującej roli zaproszonego psychoterapeuty, program miał wiele wspólnego z innymi rozmowami niedokończonymi. Zwłaszcza to, że zamiast ich nie kończyć, lepiej byłoby ich nie rozpoczynać.
Cytowane przez media opinie pokazują, że Polacy nie są nadwrażliwcami, którzy biorą wszystko do siebie. Osoby publiczne nauki Ojca Świętego wzięły przeważnie „do innych”. Trzeba wierzyć, że oprócz tych nieużytków znajdzie się gleba żyzna, która przyjmie ziarno rzucane przez Benedykta XVI.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim