Kościół powinien iść tam, gdzie jeszcze o Bogu nie słyszeli albo o Nim zapomnieli. Centrum handlowe to nie Korea Północna albo Arabia, nie ma powodu, żeby omijali je misjonarze
Dyskutują o prezydenckiej łasce, a z pomnika dawnego katowickiego wojewody Ziętka złomiarz ukradł laskę, zwaną na Śląsku kryką. Tu laska, tam łaska, a mnie się myli, bo przerabiam dane w pamięci telefonu. Czy ktoś mnie ułaskawi, jeśli kryką przyłożę urzędnikom, którzy za moje podatki wymyślają dla mnie takie rozrywki, jak dopisywanie cyfr do numeru?
W Katowicach znikają laski, ale pojawiło się też coś nowego. W wigilię św. Barbary poświęcono kaplicę na terenie dawnej kopalni, zamienionej w ogromne centrum handlowo-rozrywkowe. Kaplica mieści się w dawnym budynku maszynowni, obok charakterystycznej dla tutejszego krajobrazu wieży wyciągowej. Współczesna cywilizacja rzuca się na każdy przejaw nowoczesności, jakby cierpiała na bulimię, ale to „nowe” wywołało krytykę z różnych stron. Wyznawcom kultu handlowego nie podoba się obecność Kościoła w pobliżu ich sanktuarium, bo Kościół w ogóle im się nie podoba. Katolikom nie podoba się obecność Kościoła tuż obok miejsca, gdzie w niedzielę nie bardzo się szanuje trzecie przykazanie. Są też tacy, którym się nie podoba ani Kościół, ani centrum, bo im się w zasadzie nic nie podoba – proponuję, żeby nie tracili na lekturę felietonu czasu, w którym można się skontaktować ze specjalistą.
Oprócz kaplicy pokazywali w telewizji konkurs szopek krakowskich, a przy okazji najsłynniejszy rynek, przy którym stoi kościół Mariacki, a na środku królują Sukiennice. Czy Sukiennice zbudowano jako muzeum albo cepelię? A może jednak starożytni Polacy potrafili godzić handel z religią? Jak Europa długa i szeroka, zanim zaczęto wznosić blokowiska, w centrach miast kościoły stawały obok placów targowych albo place targowe obok kościołów – jak kto woli. W amerykańskich „mallach”, na których polskie centrum się wzoruje, bywają kaplice, biblioteki, a nawet punkty konsultacyjne uniwersytetów. Nie jest to więc nic nowego pod słońcem, podobnie jak nie jest nowy pomysł, żeby kościoły fundowali ludzie niekoniecznie znani jako katolicy.
Na Śląsku, a pewnie i w innych dzielnicach przemysłowych, świątynie dla katolickich robotników finansowali niekiedy protestanccy albo żydowscy przemysłowcy. Nie jest wreszcie nową idea, że Kościół powinien iść tam, gdzie jeszcze o Bogu nie słyszeli albo o Nim zapomnieli. Chrystus wyrzucił kupców z domu Bożego, ale sam bywał na ulicach i rozmawiał z ludźmi, których faryzeusze nie bardzo szanowali. Centrum handlowe to nie Korea Północna albo Arabia, nie ma powodu, żeby omijali je misjonarze.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim