Okazuje się, że bezpieczna przyszłość nie wystarczy; prawdziwą miarą sukcesu byłoby zapewnienie sobie bezpiecznej przeszłości
Niemało osób w Polsce ma problemy z teraźniejszością. Z powodu nieregularnych dochodów nie starcza im do pierwszego, a nawet do końca tygodnia. Z tej perspektywy wszyscy, którzy zarabiają regularnie, wydają się być dziećmi szczęścia. Teraźniejszość ich nie przeraża. Martwić może jedynie przyszłość – ich samych oraz ich dzieci. Z kolei to zmartwienie nie dotyczy stosunkowo niewielu szczęściarzy, wśród których znów znajdziemy osoby bez regularnych pensji, za to z wysokimi, choć nieregularnymi wpływami na konto. Wydaje się, że mimo tej nieregularności, oni osiągnęli maksimum tego, co na tym padole można zdobyć: spokój dziś i zapewnioną przyszłość.
Przeszłość w tej konkurencji zdawała się być na przegranej pozycji. Otwarcie nawoływano do wybierania przyszłości, gardzono zbyt pamiętliwymi. I oto okazuje się, że bezpieczna przyszłość nie wystarczy; prawdziwą miarą sukcesu byłoby zapewnienie sobie bezpiecznej przeszłości. Bezpiecznej od podejrzeń, domniemań i plam. Przeszłość staje się gorącym kartoflem, który parzy niemiłosiernie. Tylko że nie ma takich pieniędzy, żeby przeszłość sobie kupić. W przeciwieństwie do przyszłości, przeszłość nie jest na sprzedaż.
Skoro nie pieniądzem, to może ustawą? Rosyjska Duma niedawno wydała ukaz zabraniający szerzenia kłamliwych wersji historii, co od razu przywodzi na myśl sposoby opisane u Orwella w „1984”: gdy tylko ustalono aktualne brzmienie prawdy, stare książki i gazety zastępowano nowymi, „prawdziwymi” wydaniami. U nas też niejeden duma, jak tę przeszłość okiełznać. Różne są metody: amnezja, zapieranie się, wybielanie, zaciemnianie itp., itd. Ostatnio karierę robiło zamazywanie w imię pojednania. Nie bardzo to jednak wyszło, bo nawet Chrystus prosił o wybaczenie tym, którzy nie wiedzieli, co czynią. A jeśli ktoś nie tylko wiedział, co robi, ale na dodatek wciąż uważa, że robił dobrze? Taki jest przypadek Wojciecha Jaruzelskiego. Nic dziwnego, że górnicy z „Wujka” przestali się łudzić i podziękowali za dalsze odcinki „Żołnierza samochwała”.
Nie można się jednać, zanim się nie ustali, co znaczy pojednanie. W dodatku wyszło na jaw, że (wciąż) generał był bezgranicznie oddany Sowietom i nie widział problemu w donoszeniu na nieprawomyślnych. Rozwój wydarzeń pokazał, że postawił na niewłaściwego konia, on tymczasem wciąż nie wie, że przegrał. Trzeba wybaczyć komuś, kto nie wiedział, co czyni, ale jak wybaczyć komuś, kto wie, że czynił dobrze, choć efekty były żałosne? To przypadek nieuleczalny, pozostaje modlitwa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, wykładowca na Uniwersytecie Śląskim