Politycy osiągnęli już pierwszą prędkość kosmiczną, nabierają drugiej i wkrótce oderwą się od ziemi na zawsze
Jeszcze parę miesięcy temu spodziewaliśmy się, że w czerwcu odwiedzi nas Jan Paweł II. Tygodnie wielkich uniesień już minęły, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że wciąż jest z nami. Wciąż słyszę, że on naprawdę nie wszystek umarł. Może to przypadek, ale ludzie, których nie podejrzewałem o wylewność, nagle przyznają się do swoich przeżyć religijnych, które pomagają im w codziennych trudnościach.
Inni, którzy nie musieliby o tym mówić, informują, że korzystając z długiego weekendu na początku maja, pojechali do Wadowic i Kalwarii Zebrzydowskiej. Jeszcze ktoś, kogo nie podejrzewałem o zbytnią gorliwość, oświadcza, że w długi weekend pod koniec maja pojedzie do Krakowa na Franciszkańską, Franciszkańską 3. Dlaczego? Bo tak trzeba, i już. Słyszę też płacz kogoś, kogo uważałem za wyjątkowo ,,twardego” – ta osoba płakała, pytając retorycznie, jak my sobie teraz poradzimy bez Papieża Polaka. No cóż, życie zmusi nas do znalezienia sposobu na przeżycie. Ale żal pozostanie – miał przyjechać, a nie przyjedzie.
Podsłuchiwanie ludu brzmi pozytywnie dla Papieża, ale miażdżąco dla polityków. Politycy poświęcali Papieżowi wiele myśli, nawet teraz cytują go bez umiaru i bez sensu (jaką ulgą było ich milczenie od śmierci do pogrzebu Jana Pawła II!). Wybory odłożyli też bez sensu, ale ich decyzja nie ma znaczenia. Dotychczas bowiem, wybierając parlament, wybieraliśmy pośrednio rząd. Teraz rząd istnieje niezależnie od parlamentu, z poparciem Sejmu czy bez, rząd Belki mógłby rządzić do końca świata. Premier Belka popiera jedną partię pozaparlamentarną, wicepremier Jaruga zakłada inną: radykalni zwolennicy rozdzielenia władzy wykonawczej i ustawodawczej mogą się tylko cieszyć z tak kompletnego oderwania rządu od parlamentu. Reszta społeczeństwa powodów do radości nie dostrzega, natomiast widzi, że politycy osiągnęli już pierwszą prędkość kosmiczną, nabierają drugiej i wkrótce oderwą się od ziemi na zawsze.
Dotyczy to, niestety, nie tylko tych, którzy odrywają się od rzeczywistości, bo nie chcą oderwać się od stołków. Słyszę od przekonanych demokratów, którzy w wolnej Polsce zawsze głosowali, że nie pójdą na wybory, bo nie wiedzą, na kogo głosować. Kłótnie wśród potencjalnych koalicjantów, a także absolutnie nieakceptowana w Polsce praktyka popierania własnej rodziny zniechęcają nawet najbardziej oddanych. Rodziny polityków są dotknięte dziedzicznym geniuszem, ale polski lud aż do takiej tolerancji dla chorób dziedzicznych nie jest gotowy. Być może więc wybory też okażą się imprezą rodzinną.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, wykładowca na Uniwersytecie Śląskim