Mam nadzieję, że co nieco jeszcze potrafimy samodzielnie, chociaż istnieją przykłady nakazujące ostrożność w tym względzie
Po głębokich duchowych przeżyciach wróciliśmy z dalekiej podróży do codzienności. Codzienność bywa urozmaicana wydarzeniami w rodzaju ujawnienia agentów wśród duchowieństwa albo złapaniem przez Niemców gagatka Niemczyka, którego nasze służby nie umiały upilnować w polskim więzieniu. Co byśmy bez tych Niemców zrobili? Mam nadzieję, że co nieco jeszcze potrafimy samodzielnie, chociaż istnieją przykłady nakazujące ostrożność w tym względzie.
Od roku jesteśmy w Unii Europejskiej, więc poniekąd możemy się poczuwać do wspólnoty w dumie z takich osiągnięć jak udany start (i – co ważniejsze – lądowanie) samolotu, który ma przewozić ośmiuset ludzi naraz. Niezależnie od tego, czy jesteśmy z przynależności do Unii zadowoleni, czy nie, nowoczesność wali do nas drzwiami i oknami. Gwałtownie rozwinęła się telefonia. W starej kronice filmowej telewizja pokazała pewnego pana, który trzydzieści lat temu informował o rychłym końcu czekania na telefon (tak, tak, młodzieży, na telefon się wtedy czekało – i to nie na nowoczesny kombajn z wodotryskiem, ale na aparat muzealny, nawet wtedy). Historia pokazała, że w komunie było to jednak niemożliwe. Pewnych rzeczy komuna nie umiała przeskoczyć. Instalacja telefonu rozbijała się o słup, który delikwent musiałby sobie postawić. Nie dało się też wyprodukować cienkiej blachy na puszki do piwa, choć sam pamiętam, że to był jeden z głównych powodów budowy Huty Katowice – ostatecznie zamiast puszek huta wytwarzała kęsiska (?!?).
Dziś to zupełnie co innego. Tylko osoby przezorne nie zostały jeszcze stelefonizowane. Tylko wyjątkowy hart ducha osób stelefonizowanych pozwala zachować spokój wobec inwazji ofert teleoperatorów. Tylko entuzjaści cieszą się z wachlarza usług telefonicznych. Masz telefon, możesz rozmawiać do woli. No, może nie zawsze: gdy naprawdę chcesz porozmawiać, to proponują ci, żebyś wcisnął 5 albo 7, albo krzyżyk. Potem 2, 3 albo 7. Potem 6 albo 8. A potem połączenie się zrywa. Albo w końcu musisz od nowa tłumaczyć konsultantowi to samo, o czym już mówiłeś pięciorgu innym konsultantom, bo oni byli z Łomży, Ciechanowa i Ustrzyk Dolnych, a ten jest z Gogolina. Albo, jak córka znajomych, która dzwoniła na numer alarmowy pogotowia górskiego, bo utknęła w śniegu na Baraniej Górze, musisz dokładnie wytłumaczyć, gdzie są Beskidy i jakie miasto leży najbliżej. W końcu poradzono jej, by zeszła po śladach. Czy z Baraniej też trzeba będzie dzwonić do Monachium? Na szczęście połączenia tanieją, a Niemcy wykazują dużo dobrej woli.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, wykładowca na Uniwersytecie Śląskim