Przeciwnie niż politycy, papieże nie zmieniają poglądów po lekturze najnowszych sondaży. Nie chcą się wszystkim przypodobać, bo muszą się podobać Chrystusowi.
Watykaniści mieli rację, a nawet nie mieli racji. Powtarzali, że kardynał Ratzinger jest faworytem (i tu się nie mylili), a równocześnie deklamowali mantrę „Kto wchodzi papieżem na konklawe, wychodzi kardynałem” (i tu się pomylili). Ojciec Święty Benedykt XVI został wybrany szybko, a ponieważ jego wybór był tak przewidywalny, to stanowi olbrzymią niespodziankę w świetle tych wszystkich spekulacji, których, chcąc nie chcąc, wysłuchiwaliśmy.
Jan Paweł II przybył z dalekiego kraju. Benedykt XVI przybywa z kraju jeszcze dalszego. Kraju dalekiego dla Polaków, choć z nim sąsiadujemy. Dla wielu kraju może najdalszego. Nie wątpię, że pojawią się nad Wisłą głosy sceptyczne wobec niemieckiego następcy św. Piotra i następcy Jana Pawła II. Nie powinniśmy jednak zapominać, że to właśnie Karol Wojtyła – jakże doświadczony przez rodaków Josepha Ratzingera – jego wybrał na najbliższego współpracownika. Jego też – choć to już czysta moja spekulacja – wskazywał jako swojego następcę. Nie powinniśmy zapominać również, że rodacy nowego Papieża są w większości bardziej oddaleni od jego wiary niż my. Niemcy nie są dziś narodem bliskim Kościołowi, ale też prorocy nie bywają hołubieni we własnym kraju. A poza tym papież staje na czele Kościoła założonego przez Tego, który powiedział, że Jego królestwo nie jest z tego świata – w tym królestwie nie mają znaczenia paszporty mieszkańców.
Benedykt XVI przybywa też z dalekiego czasu. W epoce „młodochwalstwa” papieżem został człowiek w słusznym wieku, który przeżył niemal to wszystko, czego świadkiem był jego poprzednik. Być może Duch Święty uznał, że wchodząc w trzecie tysiąclecie, powinniśmy mieć pasterza-świadka straszliwych wydarzeń dwudziestego stulecia.
Kraj Ojca Świętego zdaje się bardzo oddalony od świata postępowców, tak głośnych w mediach. „Konserwatysta” – oto przydomek brzmiący jak zarzut w tym świecie, który zresztą podobnie klasyfikował Jana Pawła II. A wszystko dlatego, że przeciwnie niż politycy, papieże nie zmieniają poglądów po lekturze najnowszych sondaży. Nie chcą się wszystkim przypodobać, bo muszą się podobać Chrystusowi – tylko tak mogą być wybrani na następną kadencję, która następuje już w niebie. Kardynał Ratzinger wykazywał dbałość o ścisłe definicje prawd wiary i rzymskiego katolicyzmu. Z matematycznego punktu widzenia bez ścisłych definicji nie ma rozwoju, a więc nie ma i postępu. Chyba że celem postępu jest chaos, przed którym niech nas broni św. Józef, opiekun Świętej Rodziny i patron Ojca Świętego.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, wykładowca na Unowersytecie Śląskim