Córka jest bardzo spokojna. Nieraz bywa smutna, bo koleżanki ją odrzucają. Uczę ją i tłumaczę, że ma być ostrożna, nie robić nic złego, nie dać się w nic wciągnąć.
Nie chcę, by się koleżankom podlizywała. Zastanawiam się, czy iść do szkoły i interweniować?
Zatroskana mama
Podejrzewam, że córka przejęła Pani ocenę świata i ludzi. Nieświadomie zaszczepiła w niej Pani zbytnią nieufność i ostrożność. Z tego powodu jest jej ciężko, brakuje jej pogody ducha, optymizmu, spontanicznej radości. Rodzice nie zastanawiają się nad tym, że ich komentarze wydarzeń, oceny osób, sympatie i antypatie przenikają do sposobu widzenia świata ich dzieci. Przez pierwsze lata postrzegają one otoczenie oczyma rodziców. A może Wasz model wychowania był zbyt surowy, zabrakło humoru, czyli uniwersalnego leku na wszystko? Dzieci bardzo posłuszne są nieraz nieśmiałe, mało przebojowe.
Bardzo możliwe, że koleżanki wcale córki nie odrzucają, tylko zajmują się sobą, bawią się i nie myślą, że stojąca nieco z boku koleżanka bardzo przeżywa swoje wyobcowanie. Można dyskretnie poprosić wychowawczynię, by próbowała córkę integrować z dziewczynkami. Trudno jednak w takim wypadku o nakaz.
Z drugiej strony wiadomo, że dziewczynki w podstawówce bywają złośliwe. Na lekcji mogą pięknie opowiadać o przyjaźni, o dobroci, a za chwilę odrzucą koleżankę, wyśmieją, obrażą się. Szkoła to nie tylko nauka umiejętności czytania, pisania, ale przede wszystkim zdobywanie umiejętności radzenia sobie z życiem w grupie, radzenia sobie z porażkami, kłopotami, stresem. Nie da się przejść przez ten czas bez problemów. Nie jest dobrze, gdy dorośli zbytnio się wtrącają, wyolbrzymiają sprawy, bo u dzieci nastroje zmieniają się bardzo szybko.
Nie trzeba córki za bardzo przestrzegać przed złośliwymi koleżankami, straszyć, bo zrobi się jeszcze bardziej nieufna i ostrożna. Już obawia się zła, brakuje jej spontaniczności. Jeśli córka nie ma żadnej dobrej koleżanki, to wina musi być i po jej stronie. „Winą” może być bierność. Są dzieci tak dobrze wychowane, że czekają, aż ktoś je zaprosi do zabawy, okaże im zainteresowanie. Widząc radosne zabawy innych – cierpią, bo nie rozumieją, dlaczego nikt się nimi nie zajmuje.
Może problemy córki to dobry moment, by przeanalizować swoją postawę? Warto wykorzystywać przeróżne okazje, by pozytywnie oceniać sąsiadów, krewnych, znajomych. Zatrzymywać się na krótkie, serdeczne pogawędki, nie ograniczać się do zdawkowego „dzień dobry”. Jakby praktycznie uczyć dziecko nawiązywania kontaktów. Można też zaprosić kilka koleżanek do domu i dobrze takie spotkanie przygotować, ale pozwolić też dzieciom na spontaniczną zabawę, która rozsądnych dorosłych może nawet drażnić. Można tak rozmawiać z córką, by wydobywać głównie dobre informacje o minionym dniu, a potem na tych wydarzeniach bardziej się skupiać, uczyć się cieszyć z drobiazgów. Można próbować tłumaczyć, że każdy chce dobra, tylko nie zawsze to się udaje. Pewne złośliwości należy bagatelizować, wyjaśniać, że ktoś to zrobił pewnie niechcący, że nie chciał tak bardzo dokuczyć. Wiadomo, że optymiści, ludzie pogodni są nie tylko lubiani przez otoczenie, ale im samym żyje się prościej i radośniej.
Jeśli chcesz zadać pytanie w sprawie problemów w rodzinie napisz do mnie ipaszkowska@goscniedzielny.pl lub na adres redakcji skr. poczt. 659, 40-042 Katowice
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Iza Paszkowska , polonistka, matka 4 dzieci