Nie od dziś mówi się o polityce, że jest brudna. Dziś przywykliśmy do tego, że jest brudna i brutalna
Tydzień temu pisałem o zgubnych skutkach przyrównywania polityki do sportu. Było to po pierwszej, okrzyczanej jako wielka, „debacie” telewizyjnej. Po drugiej, zwłaszcza po reakcjach polityków na nią, oceniłem, że jest znacznie gorzej. Kategorie sportowe wprowadzili w obieg dziennikarze, natomiast politycy żyją kategoriami wojennymi. Dowodzi tego język i używane słownictwo, mobilizujące i podżegające do walki. Był przed laty w obiegu zwrot „podżegacze wojenni”.
Pasowałby tu jak ulał. Ale nie ma wojny bez wroga. Wobec tego kreuje się wrogów na potęgę. Nie zawsze wiadomo, kto z kim i przeciw komu, fronty się zmieniają – ale bez wroga ani rusz. Musi robić wrażenie, dlatego trzeba znaleźć nań nazwy brzmiącej wystarczająco groźnie. Wroga trzeba się przecież bać – no i wspierać tych, co powiadają, że z nim walczą. A to przecież walczy się z człowiekiem – z tej samej narodowości, często tej samej wiary, ongiś może kolegą czy nawet przyjacielem. Na przedpolu wyrosło nowe zjawisko: poszukiwanie haków. „Mieć na niego haka”! A wiadomo, hak to coś takiego, na czym się wiesza, czyli: hak, by pogrążyć, unieszkodliwić, pogrzebać – a jeśli się da, to na zawsze.
Polityka wynajdywania haków! Hak może się okazać do niczego, ale facet został już napiętnowany, postawiony pod pręgierzem. Nie od dziś mówi się o polityce, że jest brudna. Dziś przywykliśmy do tego, że jest brudna i brutalna. „Brutalizacja życia politycznego” – słyszymy dzień w dzień, i wygląda na to, że wcale nas to nie niepokoi. A przecież brutalizacja życia politycznego odbija się czkawką na całym życiu społecznym – brutalizują się zwyczajne, codzienne stosunki międzyludzkie. Co który brutalniejszy, tym bardziej medialny, dzięki mediom ten styl przenosi się w społeczeństwo, a brutale stają się idolami mas („władza dla mas”, obwieszczano za socjalizmu).
Żyjemy, by tworzyć dobro. Przede wszystkim, by wyświadczać je bliźnim, a ponadto zgodnie ze swy- mi umiejętnościami: piekarz wypieka chleb, lekarz leczy, literat pisze wiersze czy bajki... Po politykach spodziewamy się zaangażowania w tworzenie dobra wspólnego. Oni sami też tak mówią, bo wciąż słyszymy od nich, że zrobili coś dla dobra ludzi, kraju, Polski.... Wszakże wedle tego, jak ich widzimy, polityk jest nade wszystko osobą walczącą. W średniowieczu istniała grupa społeczna „ci, co walczą”. Ale to byli rycerze broniący ludzi przed wrogami z zewnątrz. Osoby walczące z wrogiem to żołnierze, od walki jest wojsko, zaś politycy są od tego, aby wojsko miało jak najmniej okazji do uaktywniania się. Polityków nie utrzymujemy po to, by walczyli między sobą, a już w ogóle nie po to, by zagrzewali nas do walki, lecz po to, byśmy mogli spokojnie żyć, uczyć się, pracować i móc liczyć na ludzką solidarność. A kosztują nas bardzo dużo, coraz więcej...
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego