Teraz na szkolnej Mszy już nie bardzo jest dla kogo grać. Małe parafie maleją zastraszająco
Grzesiek nie potrzebuje gasidła. Ani Łukasz, ani Tomek. Jak się ma pod dwa metry, to wystarczy podejść, dmuchnąć i świeca zgaszona. Kiedyś świece były ustawione nieco inaczej. Grzesiek, z gitarą w ręce, podszedł, by dmuchnąć. Nie poskutkowało. Podniósł gitarę, machnął nią ponad świecami, zgasły. Ubawiło mnie to serdecznie. Aliści gaszenie świec nie jest głównym powodem, dla którego istnieją gitary. A gitary nie są głównym powodem, dla którego piszę ten felieton. Niewielka parafia, w jakiej jestem proboszczem, ma dobre strony. Ale ma też strony słabsze. Mniej ludzi, mniej młodzieży, mniej tych, którzy swoją aktywnością potrafią ożywić różne obszary parafialnego życia. Proboszcz zwykle zostaje sam ze swoimi pomysłami i planami. Jak to się dzieje, że czasem znajdzie się ktoś, kto chce i potrafi stać się animatorem w jakiejś dziedzinie?
Z tymi gitarami, a właściwie z ożywieniem szkolnej Mszy św. zaczęło się dawno temu. Takim impulsem były kontakty z młodzieżą z innej parafii w czasie wspólnego, wakacyjnego wyjazdu. Brzdąkali chłopcy, dziewczyny też, aż z tych improwizacji zaczęło coś wychodzić. Do gitar śpiew (a może na odwrót) i skrzypce. Niektórzy już teraz na studiach, zastępują ich inni. Niedawno część z nich brała udział w diecezjalnym przeglądzie scholi liturgicznych i zaprezentowała się całkiem dobrze. Choć tak trudno zebrać na próby wszystkich – różne szkoły, różne godziny autobusów, różne terminy klasówek i innych szkolnych urozmaiceń. A w kolejnych rocznikach dzieci coraz mniej. Teraz na szkolnej Mszy już nie bardzo jest dla kogo grać, jeszcze trochę to i nie będzie miał kto grać. Przy ołtarzu coraz mniej służby i coraz młodszy drobiazg. Małe parafie maleją zastraszająco.
A jest to problem nie tylko proboszcza. Także szkoły, także rodziców i dziadków, którzy zostają sami, także wyglądu wioski – bo coraz mniej młodych rąk do pracy przy obejściach. Te zmiany za jakiś czas wymuszą reorganizację sieci parafialnej, gdy małe parafie nie zdołają utrzymać księdza, a on nie będzie tam miał zbyt wiele zajęcia. Synod naszej diecezji, a ponoć jest tak i gdzie indziej, nie dostrzegł tego nadchodzącego problemu. Trudnego bardzo. Jakaś strategia potrzebna jest już teraz, by potem nie było improwizacji. Diecezja to nie gitara, improwizując, można zbyt wiele zgasić.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów