Wstyd jest osłoną naszej intymności i godności. Potrzebny – bo wokół nas jest tylu ludzi, którzy nie chcą albo nie potrafią tej godności uszanować
Bywają sytuacje, w których człowiek czuje się kompletnie zaskoczony. Choć właściwie nie powinien. Trafiło mi się coś takiego. Byłem z chłopcami i dziewczętami ze służby liturgicznej na kilkudniowej wycieczce. Mieliśmy niewygodny układ pokojów. Starsze chłopaki osobno, starsze dziewczyny też osobno. Młodsze bractwo razem – ja z nimi w charakterze „ciotki przyzwoitki”.
Gdy przebierali się chłopcy, to dziewczęta szły na podwórko. Przebierały się one – chłopcy wraz ze mną „mieli wolne”. Czasem trafiały się zderzenia. Wtedy też tak wyszło. Chłopcy kończyli przebieranie, busy już czekały na nas przed domem, a tu jedna z dziewczynek prawie z płaczem: „Ja się muuuszę przebrać!”. Dobra, zasłonię cię kocem, chłopcy są z drugiej strony, przebieraj się. Stoję i trzymam ten koc. Coś za długo mi to trwało, poganiam ją i mówię: Szybciej, Marzenko, już mi ręce cierpną. Ale ja nic nie widzę – dodałem. Odpowiedziała mi zza koca: „Ksiądz może widzieć, ksiądz jest święty”.
Osłupiałem. Takie skojarzenie nie przyszło mi do głowy. Choć właściwie... Marzenka miała rację. Wstyd jest osłoną naszej intymności i godności. Potrzebny – bo wokół nas jest tylu ludzi, którzy nie chcą albo nie potrafią tej godności uszanować. A jeśli jest przy mnie ktoś poza wszelkimi podejrzeniami? Ktoś – jak to Marzenka nazwała – „święty”? Wtedy wstyd po prostu jest niepotrzebny. Dziecko miało takie o mnie wyobrażenie. Ja zaś zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno sprawy tak się mają. Czy jestem „święty” tylko z definicji mojej funkcji, czy też dziecko, znając mnie od swoich przedszkolnych lat, miało do mnie kompletne zaufanie.
I za tym kryje się ogromny problem – nie tylko mój. Problem wszystkich wychowawców, księży w szczególności. Na ile jesteśmy „święci”, choćby tylko w takim po dziecięcemu zawężonym znaczeniu tego słowa. Na ile „świętość”, wynikająca z faktu przyjęcia kapłańskich święceń i sprawowania sakramentów, pokrywa się z osobistym wysiłkiem moralnej nienaganności? Dlatego słowa Marzenki były, i na długo zostaną, szczególną rekolekcyjną nauką dla starego proboszcza. Jeśli ktokolwiek z takim pełnym kredytem zaufania zburzy je, zwłaszcza w sercu dziecka, odbiera mu zdolność do ufności – być może na zawsze. I wiarę w Boga odebrać może.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów