To, co dorosłemu wydaje się drobiazgiem – dla dziecka bywa ogromnej wielkości górą zła
Nie wiem, czy zapamiętałem wszystkie szczegóły tej opowieści. A zaczęło się wszystko od tego, że z salki katechetycznej zniknął krzyż. Taki zwyczajny, drewniany, z postacią Ukrzyżowanego. Motyw rabunkowy nie wchodził w rachubę – wartość materialna prawie żadna. Ale sprawa wielka. Zniknął krzyż! Chyba nawet ktoś podejrzewał chęć znieważenia znaku wiary. Innych śladów prócz jaśniejszego konturu krzyża na ścianie nie było. Po jakimś czasie, gdy katecheta szukał czegoś w biurku, krzyż się odnalazł. Był w szufladzie. Ale nieco zmieniony. Postać Ukrzyżowanego była odkręcona – tak, odkręcona bardzo delikatnie śrubokrętem.
Gwoździki w dłoniach i nogach nie podtrzymywały figurki, były tylko przypomnieniem tych prawdziwych. Otóż gwoździki pieczołowicie wyjęte z rąk i nóg Ukrzyżowanego leżały obok, a same dłonie i stopy obwiązane były skrawkami materiału. Kto to zrobił? To było najważniejsze pytanie śledztwa: kto to zrobił? Nikt nie zapytał, dlaczego to zrobił. Taka jest logika dorosłych wobec dzieci. Logika nie zawsze uzasadniona. Dziecko, które coś robi – zwłaszcza coś nietypowego – ma przecież bardzo ważne powody ku temu. Hania też miała.
Przecież to boli Pana Jezusa. Gwoździe ranią jego dłonie i stopy. I jeszcze ta strasznie wyglądająca rana w boku (dlaczego z tej strony?). Hania pamiętała, czego uczył ksiądz, co powtarzali rodzice: To za nasze grzechy! To my jesteśmy winni! W sercu dziecka brzmiało to inaczej: Za wasze... nasze, my... wy... Subtelna różnica, ale dla dziecka istotna. Już tylko krok, by pomyśleć: Za moje grzechy, ja jestem winna. A że Hania coś ostatnio przeskrobała, poczuła się winna do końca. Coś trzeba z tym zrobić. No i zrobiła.
Zdjęła krzyż (śrubokręt wzięła ze sobą), odkręciła Ukrzyżowanego, przemyła rany, zawinęła... Resztę już opowiedziałem. Przytulić takie dziecko, ucałować i uczyć się serdecznego współczucia. I poczucia odpowiedzialności za swoje czyny. A dziecięce grzechy wcale nie są mniejsze od naszych, dorosłych grzechów – na miarę dziecięcej wrażliwości, na miarę czystości dziecięcego serca to, co dorosłemu wydaje się drobiazgiem – dla dziecka bywa ogromnej wielkości górą zła. I jeszcze jedna myśl: tak wrażliwe dzieci wyrastają zwykle na ludzi o wielkim sercu i potrafią wiele dobrego zdziałać. Nie same. Jezus im pomaga.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów