Od ks. Blachnickiego nauczyłem się nie bać „ich”. Osaczeni ludźmi z bezpieki odkrywaliśmy dość szybko, że przecież to oni boją się własnego cienia
Bo pewnie gdzieś tam jest. Zaraz po maturze przyjechali do mego domu dwaj smutni panowie, ale mnie szczęśliwie nie było. Próbowali drugi raz, może z ofertą indeksu na politechnikę? Bez ich protekcji mogłem studiować gdziekolwiek, a wybrałem teologię. I pewnie wtedy mi teczkę założyli. Dla udokumentowania swoich wysiłków. Jako młody ksiądz, związany z ks. Blachnickim, prowadziłem oazy wakacyjne.
Miałem pisemne zlecenia swojego biskupa do prowadzenia rekolekcji. Złożył mi wizytę funkcjonariusz Wojsk Ochrony Pogranicza. Gwizdnął mi ze stołu ten dokument – urzędowo napisany, z kolorowymi pieczątkami, podpisem, numerem dziennika. Razem ze mną szukał, gdzie „to mogło spaść” (myślał, że uwierzyłem). Następnego dnia dowiedziałem się, że to był przebieraniec! Owszem, formacja ta sama, ale ranga inna – to był komendant strażnicy w stopniu kapitana i mundurze sierżanta.
Jakby poszukać w IPN-ie, to może bym znalazł tę biskupią delegację. Kilka lat później zaczął mnie regularnie odwiedzać jakiś inny smutny pan w prochowcu. Grzeczny, ale mało rozgarnięty. Za którymś razem zaczął wykład patriotyzmu. Wkurzyłem się wtedy jak nosorożec i wyrzuciłem faceta za drzwi, nie używając przemocy fizycznej. Więcej się nie pokazał. O tym pewnie wzmianki w teczce nie ma, bo jak się przyznać, że jakiś księżyna oficera za drzwi wyrzucił? Ale teczka zapewne jest, służby wokół mnie krążyły, o czym się przekonałem, bo miałem swoje „służby”. Ale nie jestem ciekaw zawartości „mojej” teczki. Jest pewnie na poziomie tego przebierańca i tego drugiego – patrioty. Innych wspominał nie będę, nie warto.
Od ks. Blachnickiego (proces beatyfikacyjny w toku) nauczyłem się wielu rzeczy – nie ja jeden. Nauczyłem się, jak być księdzem. Nauczyłem się kochać liturgię. Nauczyłem się czerpać z wiary ludzi świeckich. A przede wszystkim nauczyłem się nie bać „ich”. Jest taki jego wspaniały tekst „Dlaczego się ich boimy”. Osaczeni ludźmi z bezpieki odkrywaliśmy dość szybko, że przecież to oni boją się własnego cienia. Myślę, że i ci, którzy dzisiaj sięgają po teczki Bogu ducha winnych ludzi, mają ten sam problem: boją się własnego cienia. A może swojej teczki? To dlaczego ja miałbym się ich bać? Mam też przeczucie, że teczki tych, którzy najwięcej świnili, już dawno zostały wyczyszczone z drażliwych kwitów.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów