Ilu młodym ludziom niekontrolowane reakcje księży dają powód do rozstania się z Kościołem, wiarą, a może i z Bogiem...
Dziś znowu wspomnienia sprzed lat. Ciekawe, jakby to wyglądało teraz. Bo wtedy religia była przy parafii. Pod moją katechetyczną opieką było prawie tysiąc chłopców i dziewcząt. Pamiętam tych najbardziej zaangażowanych, z którymi można było wieść światopoglądowe dysputy, chodzić w góry albo razem przeżywać oazy. Pamiętam i tych, którzy w jakiś sposób byli problemem. Miałem taką grupę drugich klas techników i liceum – prawie 90 osób przy prawie stuprocentowej frekwencji. Traciłem przy nich głos, a czasem i cierpliwość. Wtedy straciłem.
Wokół jednego z rosłych dryblasów cały czas coś wrzało. Do głosu nie mogłem dojść. Upomnienia, jak przysłowiowy groch, odbijały się od ścian dużej sali. Podniosłem głos, imiennie upomniałem inicjatora zamętu, cytując z Ewangelii słowa, iż nie należy rzucać pereł przed wieprze i wyprosiłem go z sali. Wyszedł bez słowa. Cała grupa dziwnie się uciszyła. A on nie wrócił ani za tydzień, ani nigdy. Miałem wyrzuty sumienia. Wiem w końcu, ilu młodym ludziom niekontrolowane reakcje księży dają powód do rozstania się z Kościołem, wiarą, a może i z Bogiem. Wiem też, że nieraz są wygodnym pretekstem usprawiedliwiającym ich postawę. To jednak nie usprawiedliwia tych, którzy dają preteksty do takich pretekstów. A ja dałem. I było mi z tym źle. Po dwóch latach w czasie kolędy trafiłem do domu tego młodziana. Był z rodzicami, poznałem go.
Nie bardzo wiedziałem, jak się zachować – wspomnieć tamto wydarzenie? Jeśli rodzice nic nie wiedzą, to po co w ogóle się odzywać? Udawać, że nie pamiętam? Przeprosić? A może czekać bądź prowokować przeprosiny z jego strony? Rozmawiałem z rodzicami na niewiele znaczące temaciki. On stał nieporuszony. Po kilku minutach wypalił się materiał do miłej, acz zdawkowej rozmowy, pożegnałem się. Gdy podawałem rękę młodemu człowiekowi, powiedział: „Odprowadzę księdza”. Zszedł ze mną aż do wejściowej bramy. Milczeliśmy obaj.
Na chodniku popatrzył mi w oczy całkiem innym spojrzeniem niż w domu i zapytał: „Pamięta ksiądz?”. Pamiętam. „Ksiądz miał wtedy rację” – i jeszcze raz mocno uścisnął mi dłoń. Odetchnąłem z ulgą. Dwa lata wyrzutów sumienia... Moich, ale pewnie i jego. Już po maturze? – zapytałem. „Po maturze”. Co dalej? „Na wiosnę do woja, potem zobaczymy”. Ja go już więcej nie zobaczyłem, ale pamiętam do dziś.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów