Gdy chodzi o prawo, to ilość nigdy nie przechodzi w jakość
Król pruski Fryderyk II polecił ongiś zebranie całego prawa materialnego w jeden kodeks. Miał on zawierać pewne i niezawodne rozwiązania dla każdego przypadku. Król w swej troskliwości o poddanych pragnął w szczegółach uregulować ich życie. W rezultacie powstał monstrualny kodeks (Landrecht) liczący19 187 paragrafów. Gdy go przedłożono królowi, ten przeraził się i napisał na brzegu: „Ale to grube, a przecież ustawy mają być zwięzłe”.
Ten pruski kodeks to jednak chudzielec w porównaniu z płodami współczesnych prawodawców. Nie tylko polskich, ale nasi nie muszą się wstydzić, gdy chodzi o objętość. Wystarczy popatrzeć na półkę z paradnym rzędem oprawionych opasłych woluminów Dziennika Ustaw z jednego tylko roku. Zdarza się słyszeć posłów chwalących się liczbą ustaw. Jednak gdy chodzi o prawo, to ilość nigdy nie przechodzi w jakość, wręcz przeciwnie, jakość jest odwrotnie proporcjonalna do ilości. Fryderyk wiedział – prawo zbyt rozbudowane nie może funkcjonować, jest nieprzejrzyste, niespójne, często niezrozumiałe, a bywa, że śmieszne. Dla grubasów jest tylko jedna dobra rada: odchudzić. Dotyczy to również prawa, zwłaszcza naszego, polskiego.
Nadarza się okazja, bo mamy nowy sejm, a wraz z nim mnóstwo zapowiedzi zmian w Polsce i w prawie, łącznie ze zmianami konstytucji. Podczas kampanii wyborczej partie wymachiwały „programami”, niektóre z nich miały wcale niezłą „wagę”! Trzeba więc liczyć się z tym, że będą teraz usiłować przełożyć – przynajmniej po części – swe „programy” w ustawy, tym bardziej że zwycięska partia obstaje przy zwiększonej ingerencji państwa w szereg segmentów życia społecznego i gospodarczego. Nie wykluczam, że będziemy raczeni owocami mnogiej aktywności ustawodawczej.
Nie ulega wątpliwości, że prawo Rzeczypospolitej wymaga naprawy. Wiele ustaw trzeba zmienić, sporo jest zupełnie zbędnych. Boję się, że zmiany będą dokonywane tylko przez nowelizację już obowiązujących czy też przez zastąpienie ich nowymi. Żądni rządzenia traktują prawo jako narzędzie sprawowania władzy, zgodnie z podziałem: podmiot rządzący i przedmioty rządzone. Niektóre zapowiedzi brzmią jak zamysł przeprowadzenia eksperymentu na żywym organizmie społecznym i gospodarczym (ingerencje niesprawdzone zawsze są eksperymentem). Nie po raz pierwszy słyszymy: poseł czy partia ma jakąś ideę i forsuje uchwalenie ustawy jako narzędzie realizacji pomysłu. I tak to się kręci...
A przecież rozsądek podpowiada, że tę maszynerię prawodawczą trzeba odkręcić. Pytanie tylko, kto miałby to zrobić. Czy znajdą się odważni, by uzdrowić polskie prawo, ale nie przez rozrost, lecz zaczynając od jego odchudzania? Wątpię, bo do sejmu dostało się wielu zapaleńców wymachujących projektami kolejnych ustaw.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego