Sakineh Mohamadi Asztiani i Asia Bibi. Pewnie jedne z wielu kobiet skazanych w ostatnim czasie w krajach islamskich na śmierć. Co łączy, a co różni te dwie sprawy?
Pierwsza, muzułmanka, została skazana za współudział z zabójstwie męża i cudzołóstwo. Druga, chrześcijanka, za bluźnierstwo przeciw Mahometowi. Pierwsza ma zostać ukamienowana, druga powieszona. Asztiani w Iranie, kraju uważanym za wrogi Zachodowi, Bibi w Pakistanie – teoretycznym sojuszniku Ameryki.
Sprawa Iranki jest mocno nagłaśniana w mediach. W jej obronie apelują znane postaci, jak artyści Robert de Niro, Robert Redford czy Sting. W podpisanym między innymi przez nich liście ludzi polityki, mediów, nauki i kultury, opublikowanym w brytyjskim „The Times”, pada stwierdzenie, że Asztani dość już wycierpiała, bo odsiedziała pięć lat w więzieniu i dostała 99 batów.
Kto wstawia się za Asią Bibi? Po wpisaniu jej imienia i nazwiska do internetowej wyszukiwarki „wyskakują” głównie organizacje chrześcijańskie domagające się jej ułaskawienia. Cywilizowany świat, martwiąc się okrutną karą za cudzołóstwo i udział morderstwie, nie przejmuje się farsą, jaką był proces pakistańskiej chrześcijanki, skazanej na karę śmierci przez powieszenie i grzywnę, równą zarobkom z 2,5 roku pracy.
Nikt nie alarmuje, że Asia Bibi „już dość wycierpiała”, gdy pojawia się wiadomość, że w więzieniu była wielokrotnie bita i gwałcona. Cywilizowanego świata nie porusza nawet to, że chrześcijance, nawet jeśli wyjdzie z więzienia, grozi śmierć z ręki muzułmańskich ekstremistów. Widać cywilizowany świat uznał, że nam, wyznawcom Chrystusa, takie traktowanie się należy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Macura, redaktor naczelny wiara.pl