Czy ocean ognia Bożej miłości nie rozsadzi glinianego garnka ludzkiego ciała wypełnionego słomą nieprawości?
Ilekroć natrafiam na słowa o niemożliwości wyrwania mnie z ręki Chrystusa przez jakiekolwiek siły czy zdarzenia, osoby, a nawet grzechy, w moim sercu odczytuję poczucie olbrzymiego bezpieczeństwa. Do mojej świadomości dociera prawda, która zawsze będzie najnowszą i zaskakującą wieścią: Bóg bardzo mnie kocha i nie chce mnie stracić, z żadnego powodu! Nikomu tak na mnie nigdy nie zależało, to jest dla mnie zupełnie oczywiste. Wielka miłość może być jednak trudna do zniesienia: może wszystko w jednej chwili spalić swoim żarem. Przeczytaliśmy dziś, że nikt nas nie wyrwie z ręki Chrystusa, ale trzeba też przypomnieć inne słowa: „straszną rzeczą jest wpaść w ręce Boga żywego!”.
W Księdze Wyjścia Mojżesz, który pragnie zobaczyć Boga, słyszy: „Nie będziesz mógł oglądać mojego oblicza, gdyż żaden człowiek nie może oglądać mojego oblicza i pozostać przy życiu” (33,20). Bóg jest miłością, ale miłością tak bardzo nieskończoną i pochłaniającą, że tylko sama pochłaniająca nieskończoność Syna w pochłaniającej nieskończoności Ducha zdolna jest przyjąć i znieść podobną miłość oraz tą samą nieskończoną miłością odpowiedzieć na miłość Ojca, napisał Gustave Martelet. Czy taka płonąca miłość okazana człowiekowi pełnemu grzechów, niedowartościowanemu, z licznymi słabościami, ograniczeniami, kompleksami, świństewkami, wstydliwymi wspomnieniami i aroganckim wyobrażeniem o sobie – czy taka absolutnie nieskończona i nieskazitelna miłość nie może stać się ogniem pochłaniającym, niweczącym ludzkie istnienie? Choćby w ogniu wstydu? Czy miłość Boga, wchodząc w komunię z człowiekiem, chcąc go napełnić swoim ogniem obecności, nie zniweczy samego człowieka? Czy ocean ognia miłości nie spali i nie rozsadzi w tysiące skorup glinianego garnka ludzkiego ciała wypełnionego słomą nieprawości?
Apostoł Jan, widząc Jezusa na Patmos, padł na ziemię z przerażenia, ponieważ oczy Jezusa były jak płomień ognisty, a nogi podobne do mosiądzu rozżarzonego w piecu. Rozwiązanie jest w Jego cieleniu, bo na drugim biegunie wcielenia jest nasze przebóstwienie. Im głębiej wchodzimy w komunię z Chrystusem, w którego Oblicze możemy się wpatrywać w ikonach, w Eucharystii i Biblii, tym bardziej ta komunia staje się gwarancją, że moment objawienia się Jego chwały będzie dla nas tylko momentem zachwytu, a nie będzie chwilą, w której zapadniemy się w samopotępienie z powodu poznania swej nędzy. Nasze życie musi być prawdziwe, nie może być udawaniem komunii z Nim. Nie chodzi o to, by udawać przed ludźmi, że jesteśmy pobożni, to nie działa w niebie! Chodzi o to, by nawet za zamkniętymi drzwiami być najintymniej zjednoczonym z Chrystusem. Bóg w swoim czasie wszystko ujawni. Wszystko, co ukryte, bo to, co ukryte jest decydujące. Nie reklamy i witryny w życiu duchowym decydują, ale skarbce i sejfy!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
o. Augustyn Pelanowski OSPPE