Czy przeżyłem swoją pustynię? Może wtedy, gdy byłem zupełnie sam... Samotna wycieczka w Tatry? Nie, nie o to chodzi. Dla mnie pustynia to niespodziewana choroba, która zwala z nóg.
To zaskakujący wybryk brata, któremu bezgranicznie ufałem. Albo zwolnienie z pracy. Ale to zaledwie przedsionek pustyni. Wielki Post jest dla mnie zaproszeniem i szansą przebywania na pustyni. Gdzie ją znajdę? Każdego dnia. W świadomym przylgnięciu do woli Bożej.
Niepewne kroki przez przesypujący się piasek porannej krzątaniny. Kolejne, pomimo kłującego piasku trudnych rozmów z ludźmi. Pokonać palące pragnienie uwzględnienia mojej racji! Gonitwa myśli i niepewność pragnień. Upadek na ruchomej wydmie niewierności. „Ciekawe propozycje”, jak fatamorgana w momencie roztargnienia. A przed nocą nieskładna modlitwa.
Rachunek sumienia z wielkopostnych postanowień. Noc, a jutro kolejny dzień. Nie będę narzekał. Panie Boże, niech Twój Duch mnie prowadzi. Mam więcej odwagi, bo wiem, że dzięki Tobie moja pustynia została już odkupiona. Gdy skończy się wielkopostny czas pustyni, znajdę Cię w ogrodzie Getsemani. A potem na drodze na Kalwarię. Czy pozwolisz, abym także wtedy był blisko Ciebie?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
rozważa Franciszek Halkiewicz, nauczyciel akademicki, lekarz pulmonolog