Jej imię znaczy kropla – MIRIAM. Wystarczy jedną łzę wylać przed Jej obliczem i Ona przytuli bardziej bezpiecznie niż matka.
Pierwsze chwile ludzkiego życia zwykle zaspokaja uczuciowo nasza matka, ale w miarę upływu lat następuje rozstanie. Może jednak być i tak, że matka nie ma czasu dla dziecka albo je po prostu ignoruje i odpycha. Wtedy w sercu dziecka rodzi się głód. Tak może być wiele lat, w końcu człowiek nie wytrzymuje i zaczyna szukać kogoś, kto zastąpiłby matkę. Możemy jej szukać wśród rówieśniczek, przyjaciółek, nauczycielek, autorytetów, ale zawsze będzie tak samo. Łaknienie budzi silną potrzebę zaspokojenia, stajemy się nienasyceni, chcemy więcej i więcej. Ciepła, bliskości, deklaracji, przytulenia, afirmacji, akceptacji, zrozumienia, spełnienia wszystkich marzeń. W końcu wkradają się zazdrość, lęk przed opuszczeniem i próby zniewolenia kogoś, podejrzliwość, czułość, w końcu złość, nienawiść, odrzucenie, ból.
Kto zastąpi ci matkę? Cud w Kanie Galilejskiej jest też cudem odzyskania matczynej miłości! Kiedy zabrakło wina, kiedy zabrakło upojenia miłością, pojawiła się Maryja. Czy naprawdę Ona może cudownie zaspokoić? Pomyślmy o tych sześciu stągwiach. Stały za drzwiami, jak odrzucone dzieci za drzwiami serca matek i ojców. Skamieniałe jak kamienne są losy niekochanych córek, zimne jak nieogrzane serca, puste jak głód miłości we wnętrzu tylu dziewczyn i chłopców. Za drzwiami, poza domem, poza miłością. Służyły do obmyć, czyli nie używano ich do spożywczych celów. Każdy przy nich tylko mył ręce, każdy zostawiał przy nich brud. Z takich naczyń każdy by się brzydził wypić nie tylko wino, ale cokolwiek.
Czasem najbliżsi nami się brzydzą. Zostawiają na nas tylko swoje brudy, wylewają nienawiść i niezadowolenie, rozpacz i beznadzieję, złość i wściekłość. To jest takie bezsensowne życie, dopóki nie pojawi się Maryja. Jej imię można przetłumaczyć jako kropla – MIRIAM. Kropla tak mała jak małe jest ziarenko drewniane na różańcu. Wystarczy jedna łza, jedna kropla z Jej policzka i wszystko jest inne. Trzeba jednak chwytać w swe ręce Jej łzy, zaklęte w różańcowy sznur. Wystarczy jedną kroplę, jedną łzę wylać przed Jej obliczem i Ona przytuli bardziej bezpiecznie niż matka.
Nie wyrzuci z kaplicy, z domu, z kościoła, z pracy, ze szczęścia, nie zgorszy się, nie usunie z królestwa niebieskiego, choćbyś nie wiem jak źle o sobie myślał lub myślała. Ona myśli zawsze o Tobie więcej niż dobrze. Nawet sam Bóg wybrał Ją sobie za MATKĘ LUDZKĄ. Czyż i my nie powinniśmy? Jak to uczynić? Każda miłość potrzebuje dwóch rzeczy: zapatrzenia i słów. Kontemplowania ikony i choćby jednego różańca każdego dnia, który będzie zwierzaniem się i powierzaniem się Matce. Potrzebujesz tego i dlatego podsuwam ci właściwą Osobę. Wystarczy, że zaczniesz, reszty Ona dokona. Pusta stągiew twojego serca wypełni się nie brudem, ale winem miłości Jezusa. Potrzebujemy miłości, która jest w Matce Miłości.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
o. Augustyn Pelanowski OSPPE