Słuchając takich fragmentów, mam pokusę interpretowania Ewangelii w perspektywie czasów ostatecznych. Albo w perspektywie mojej śmierci.
Te momenty będą definitywnym spotkaniem z Synem Człowieczym. Ale czy ten fragment nie dotyczy również naszego codziennego życia? Wydarzeń nagłych i niespodziewanych, które spadają na nas jak grom z jasnego nieba.
Zdarza się, że w takich momentach tracimy większość z tego, co kochamy. I w tym niechcianym ogołoceniu, bezsilni, może pełni gniewu oczekujemy wybawienia.
A jak dziś słyszymy, ono jest „blisko, we drzwiach”. W moim życiu niejednokrotnie okazywało się, ile osób i rzeczy – słońc, „gwiazdek z nieba” – przesłaniało mi przychodzącego Chrystusa. Tego, który pragnie mojego szczęścia i jako jedyny jest w stanie mnie uszczęśliwić.
Okazywało się wtedy, że te trudne sytuacje były prawdziwym wybawieniem… Dopiero wówczas miałam szansę poczuć Jego miłość, która nie obciąża i nie okalecza, ale uwalnia. Czasem trzeba stracić wiele, żeby zyskać wszystko. Boga.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Rozważa Angelika Metzger prawnik, specjalista ds. badań naukowych w Centrum Myśli Jana Pawła II (not. jk)