Jezusowi po ludzku niewiele się udało. Jego naśladowców spotyka nieraz podobny los.
Niewiele w życiu mu się udało. Wyprawa misyjna do Prusów – jego ostatnie zadanie – skończyła się po tygodniu męczeńską śmiercią. Nawet jego relikwiom nie dawano spokoju. Ciągle ktoś je wykradał z Gniezna. Czeski książę Brzetysław już w 1038 roku, a ostatnia profanacja miała miejsce w 1986 roku, kiedy to wandale ukradli i przetopili srebrny relikwiarz z katedry w Gnieźnie. Przetrwały na szczęście gnieźnieńskie drzwi, które od wieków „opowiadają” żywot Patrona Polski, choć w nieco bardziej optymistycznej wersji niż w rzeczywistości.
Wojciech urodził się w czeskich Libicach w 956 roku, w możnym rodzie Sławnikowiców. Kształcił się w Magdeburgu pod opieką arcybiskupa Adalberta (jego imię przyjął na bierzmowaniu i na Zachodzie znany jest jako Adalbert). Został księdzem, a wkrótce, mimo młodego wieku (27 lat), biskupem Pragi. Chciał gorliwie pełnić swój urząd, ponoć wkroczył boso do miasta. Dążył do poprawy obyczajów, brał w obronę biednych i pokrzywdzonych. Na skutek waśni rodowych dwukrotnie zmuszano go do opuszczenia Pragi, wymordowano jego rodzinę.
Za pierwszym razem schronił się w Rzymie, gdzie wstąpił do klasztoru benedyktynów na Awentynie. Po drugim, przymusowym wyjeździe z Pragi zapragnął zostać misjonarzem. Udał się na Węgry, gdzie, jak mówi podanie, udzielił chrztu św. Stefanowi, przyszłemu władcy Węgier. Bolesław Chrobry pomógł zorganizować Wojciechowi wyprawę misyjną do Prus, która zakończyła się jego morderstwem. Chrobry wykupił od pogańskich Prusów ciało męczennika i pochował z honorami w Gnieźnie, a papież szybko ogłosił go świętym. Kult Wojciecha pomógł ustanowić w Gnieźnie w 1000 roku pierwszą kościelną metropolię, co przyczyniło się do wzmocnienia młodego polskiego państwa i Kościoła na naszych ziemiach Można powiedzieć, że to się św. Wojciechowi udało.
Słyszałem kiedyś wypowiedź pewnego hierarchy o Janie Pawle II: „Jemu się wszystko udawało, bo był człowiekiem wiary”. A św. Wojciechowi nic się nie udawało. Czyli że miał za mało wiary? A może to tylko stała pokusa hagiografów, by zamieniać krwiste życiorysy w propagandową opowieść. Jezusowi po ludzku niewiele się udało. Jego naśladowcy w jakiejś mierze odtwarzają Jego los. Robią to, co do nich należy, i ufają. Wiedzą, że to nie oni mają zwyciężać, ale Bóg.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Ks. Tomasz Jaklewicz