Podziw z dystansu, oklaski na widowni - to za mało. Jezus tworzy wspólnotę uczestników, nie widzów
Kim dla was jestem? To pytanie Jezus stawia uczniom dokładnie w środku Ewangelii św. Matusza. To początek Jego drogi do Jerozolimy, czyli drogi do Krzyża i Zmartwychwstania – wydarzeń, z których narodził się Kościół. Chodzi więc o moment przełomowy, decydujący. Wielu ludzi przysłuchiwało się do tej pory Jezusowi, wielu podziwiało, wielu było pod wrażeniem Jego osoby, wielu uznawało za proroka. Ale podziw z dystansu, oklaski na widowni – to za mało. Jezus zaczyna tworzyć zalążek przyszłego Kościoła – wspólnoty nie widzów, ale uczestników. Chodzi Mu o ludzi, którzy decydują się iść z Nim dalej, którzy decydują się wciągnąć w Jego historię. Tu już nie wystarczy teoretyczna opinia, tu niezbędne jest wyznanie, które ma ciężar decyzji.
Zaraz po wyznaniu wiary przez Piotra, Jezus tłumaczy, że musi iść do Jerozolimy, gdzie zostanie zamordowany. Pojawia się zapowiedź krzyża i wezwanie do naśladowania Mistrza. Piotr się oburza. Jaki krzyż! Co On gada? Boży Pomazaniec nie może przecież przegrać, skończyć jak skazaniec. To by oznaczało, że Bóg ponosi klęskę, że niesprawiedliwość triumfuje. To niemożliwe. „Zejdź mi z oczu, szatanie… nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie” – słyszy ten, który dopiero co usłyszał, że jest skałą Kościoła. Co to oznacza dla nas? Powtarzamy w każdą niedzielę: „Wierzę w Jezusa Chrystusa, Syna Jego Jedyne-go…”. To opinia, rytuał czy wyznanie, decyzja? Chrześcijaństwo to nie tyle wiara w coś, lecz wiara w Kogoś. Kto uznaje, że Jezus z Nazaretu jest Zbawicielem, ten usłyszy od Niego: „Błogosławiony jesteś…, jesteś skałą, kamieniem budującym mój Kościół”. Ale prawdopodobnie usłyszy także: „Zejdź mi z oczu, szatanie! Nie myślisz po Bożemu, ale po ludzku”. To słowa jak uderzenia dłuta, który obciosuje dumną skałę, by zamienić ją w pokorny kamień.
Budowniczym Kościoła nie jest człowiek, lecz Bóg. Jezus chce z nas, słabych, budować dom – przestrzeń swojej świętej obecności w tym świecie. „Jeżeli chcemy stać się domem, musimy – każdy z nas – zgodzić się na to, że będziemy »obciosywani«. Aby nadawać się do budowy domu, musimy pozwolić się obrobić stosownie do miejsca, w którym mamy być użyci. Kto chce się stać kamieniem w jakiejś całości i dla tej całości, musi pozwolić się z tą całością związać. Nie może już robić po prostu tego, co mu się podoba, co mu przyjdzie na myśl i wyda się korzystne. Nie może po prostu iść tam, gdzie zechce. Musi zgodzić się z tym, że inny opasze go i poprowadzi, dokąd on nie chce” (Benedykt XVI). Czy tu nie leży właśnie tajemnica świętości Piotra i Pawła, i tylu innych świętych „kamieni” Kościoła? Zgoda na obciosanie dłutem Mistrza i spojenie z innymi w murach Bożej budowli. Kim chcę być? Samotną, dumną skałą czy pokornym kamieniem?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz