Jezusowi wystarczyło spojrzeć na otaczających Go ludzi, aby zobaczyć, że „…byli znękani i porzuceni, jak owce bez pasterza”. „Znękani” można też tłumaczyć jako zszarpani, wyczerpani pracą, ustający w drodze. „Porzuceni”, czyli samotni, odrzuceni, wygnani, wyrzuceni poza burtę, pozbawieni ojczyzny.
Diagnoza Jezusa jest wciąż aktualna. Czyż wielu z nas nie doświadcza wyczerpania? O wiele groźniejsze od fizycznego zmęczenia jest wypalenie duchowe, uleganie znużeniu, zniechęceniu, melancholii. Ojcowie pustyni nazywali taki stan „demonem południa” lub acedią. Ewagriusz z Pontu opisuje aż dziewięć stopni pogrążania się człowieka w niechęci do życia i do wszelkiego wysiłku. Towarzyszy temu poczucie utraty sensu, kwestionowanie życiowej drogi, skrajnie – rozpacz. Acedia atakuje często w połowie życia, kiedy pojawiają się pierwsze wyraźne sygnały przemijania. A samotność? Iluż dziś ludzi porzuconych?
Małżonków, dzieci, rodziców, chorych…? Nie chcemy być samotni, ale nie chcemy też budować trwałych związków. Uczyniliśmy bożka z wolności. Dlatego jesteśmy samotni w rodzinach, wspólnotach, parafiach, na probostwach. Zachodnia cywilizacja staje się coraz bardziej kulturą bez pasterzy. Mamy rzesze urzędników, polityków dbających o swój wizerunek, telewizyjnych błaznów, rodziców „zabezpieczonych” przed dzieckiem, zblazowanych duchownych… Robotników-pasterzy mało, bo wydaje się nam, albo udajemy, że ich nie potrzebujemy.
Ciekawe jest to, że pierwszym zadaniem apostołów jest wypędzanie nieczystych duchów. Jest tak dlatego, że tam, gdzie panuje zmęczenie i samotność, złe duchy łatwo dobierają się do człowieka. Słyszymy czasami o ludziach, którzy w szale strzelają do innych, a potem sami popełniają samobójstwo. To działanie Złego. To symptomy nie tylko chorej psychiki, ale przede wszystkim chorej duszy. Ewagriusz z Pontu pisał, że trwanie w acedii prowadzi do pogrążania się w zmysłowości, pijaństwie, a w skrajnych przypadkach do napadów szału, agresji i samobójstwa. Potrzebujemy kogoś, kto wyrwie nas z odrętwienia, kto przywróci sens, a zarazem da poczucie bliskości i bezpieczeństwa.
„Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”. Słowo „wyprawił” jest tłumacze-niem eufemistycznym, w oryginale jest „wypędził”. To ten sam czasownik, którym Jezus posługuje się, gdy mówi o „wypędzeniu” złych duchów. Ktokolwiek próbował być pasterzem, wie, że to ciężka, wyczerpująca robota. Każdego pasterza dopadnie owco-wstręt lub pokusa wygodniejszego urządzenia się w tej robocie. To moment, w którym może zaatakować demon południa. Wtedy niezbędne są dwa „wypędzenia”: wypędzenie złego ducha z serca i wypędzenie robotnika na żniwo, do świata, do innych, do roboty.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz