Gdyby katolicy naprawdę wierzyli w obecność Boga pod postacią chleba, więcej czasu spędzaliby przed tabernakulum na Jego adoracji.
Co jest w postawie wobec Boga najważniejsze? Chyba to, by nie mieć wątpliwości, kto tu jest szefem. On jest Bogiem, ja tylko człowiekiem. Jeśli pozwala mi być blisko siebie i zwracać się do Niego jak do Ojca, to tylko z powodu swojej niepojętej łaskawości. Bo niczym sobie na to nie zasłużyłem. Dwadzieścia wieków temu wypowiedzianymi w Wieczerniku słowami „Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje” Jednorodzony Boży Syn, Jezus Chrystus, ustanowił najświętszy spośród świętych sakramentów – Eucharystię. Obecny pod postaciami chleba i wina nieustannie karmi chrześcijan wszystkich pokoleń pokarmem dającym życie wieczne. Słaby człowiek staje się wtedy tak bardzo dosłownie świątynią dla prawdziwego Boga. Czy Stwórca i Pan Wszechświata mógł wybrać lepszy sposób, by być blisko swojego stworzenia, niż to, że stał się jego pokarmem?
Uroczystość Bożego Ciała została wprowadzona w Kościele dopiero w XIII wieku. Zdarzające się tu i ówdzie cuda eucharystyczne, jak w Lanciano czy Bolsenie, gdy chleb podczas Przeistoczenia zamieniał się w strzęp krwawiącego mięsa, oraz objawienia, jakie miała bł. Julianna, przeorysza augustianek z klasztoru Mont Cornillon nieopodal Liège, sprawiły, że papież Urban IV zdecydował się wprowadzić takie święto dla całego Kościoła. Przez wieki procesja Bożego Ciała była okazją do demonstrowania wiary w prawdziwą obecność Chrystusa pod postacią chleba. Tak też było w Polsce w czasach komunizmu, gdy udział w procesji czy nawet ustrojenie okna mogły spowodować szykany ze strony władz. Jest to ważne wyznanie także dziś, gdy wiara w Chrystusa dla wielu stała się niemodnym reliktem przeszłości.
Ktoś kiedyś powiedział, że gdyby katolicy naprawdę wierzyli w obecność Boga pod postacią chleba, zdecydowanie więcej czasu spędzaliby przed tabernakulum na Jego adoracji. Na pewno okazywaliby Mu zdecydowanie więcej czci. Gdy kapłan idzie z Panem Jezusem do chorego, nie trzeba koniecznie klękać. Ale można przystanąć, przerwać rozmowy, skłonić się, zdjąć na chwilę czapkę. To jasne pokazanie, że bardzo się z Nim liczę. Nawet jeśli moje czyny nie zawsze pozwalają widzieć we mnie ucznia Chrystusa. W tym roku na procesję na pewno nie zapomnę chusteczki. Spodni trochę szkoda na brudny asfalt. Ale nie chcę udawać, że klękam. Wiem, kim jestem ja i wiem, kim jest On. Kolan mi nie szkoda.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Macura