Człowiek szukający Boga nie szuka warunków do modlitwy, ale każde warunki otwierają przed nim schody do nieba
Pierwszą prośbą modlitwy, której nauczył nas Jezus, jest domaganie się od Ojca, aby pozwolił nam uświęcać Jego imię. Spodziewalibyśmy się raczej prośby o zdrowie, o powodzenie w miłości czy dobrobyt materialny. Nic z tych rzeczy. Pierwszą prośbą chrześcijanina jest uświęcenie imienia Bożego.
Trudno spełnić pierwszy wymóg tej modlitwy, kiedy się go nie rozumie. Kiedy uświęcamy Boże imię? Czy wtedy, kiedy manifestujemy naszą wiarę albo kiedy dostrzegamy piękno przyrody i skłania nas ono do zachwytu wobec Stwórcy? A może wtedy, gdy modlimy się publicznie? Biblia ekumeniczna tłumaczy to wezwanie: „Daj się poznać jako Bóg!”. Prosimy Go, aby się objawiał, odsłaniał w naszym życiu tak, aby inni Go rozpoznawali w nas i Jego chwalili jako świętego! Słowo „święty” w języku hebrajskim ukrywa w sobie treść oddzielania, wyłączania, czy też odcinania jakiejś rzeczywistości od innej. Okazać się świętym, to być wyjątkowym, jedynym, poza wszelkimi kategoriami. To nawet nie być najważniejszym, albo na pierwszym miejscu, tylko nieporównywalnym.
Wśród 613 przykazań judaizmu istnieje również przykazanie „Kidusz HaSzem”, czyli właśnie przykazanie uświęcenia Jego imienia. To przykazanie odnosi się do męczeńskiej śmierci poniesionej dla wierności Bożemu słowu. Judaizm tłumaczył to przykazanie konkretniej, odnosząc je do sytuacji, w której człowiek jest kuszony do trzech grzechów: bałwochwalstwa, cudzołóstwa lub morderstwa. Jeśli będąc kuszonym do popełnienia któregoś z tych grzechów, ktoś woli raczej umrzeć męczeńsko, niż skalać się złem, uświęca imię Boga! Pokrewnym przykazaniem było „Hilul HaSzem” chroniące przed zbezczeszczeniem imienia Boga. Taki grzech można popełnić właściwie w każdym innym złym czynie. Jest to grzech ukryty wewnątrz każdego grzechu. Chodzi o to, że popełniając jakąś nieprawość, wprowadzamy innych ludzi w zgorszenie lub odejście od wiary. Zasłaniamy wtedy Boga, zamiast Go odsłaniać. Tego grzechu nie można było odkupić żadnym czynem pokutnym, nawet przez „teszuwę”, czyli dogłębną skruchę. Tylko śmierć zmazywała ten grzech.
Czytałem jakiś czas temu o tym, jak Jakub, uciekając z domu, natrafił na straszne miejsce, które go przerażało, i zasnął tam, mając jedynie kamienie pod głową. Czy takie miejsce może nastrajać do uświęcenia imienia Boga? Zbyt wiele komfortu żądamy niekiedy od siebie i środowiska, a nawet od Boga, by wreszcie zrobić Mu tę łaskę i trochę się zadumać i pomodlić, siedząc wygodnie w ławeczkach i mając zabezpieczenie finansowe, emocjonalne i intelektualne. Zastanawiam się, jak czuł się Jakub, kiedy uciekł z domu i trafił zgłodniały i wymęczony na to straszne miejsce? Biblia nazywa je „mah nora”, czyli przerażenie! On nie miał nic: nie miał domu, nie miał nikogo, był ścigany przez brata Ezawa, nie wiedział, gdzie się udać i pod głową miał jedynie kamienie. A jednak w tym strasznym miejscu otworzyło się nad nim niebo. Człowiek modlitwy w każdej sytuacji znajduje bramę do nieba. Każda sytuacja daje możliwość uświęcenia Bożego imienia!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
o. Augustyn Pelanowski OSPPE