Parę miesięcy temu umówiłem się na wywiad w szpitalu dziecięcym w Krakowie Prokocimiu. Na miejsce dotarłem przed czasem. Wszedłem do kaplicy. Obok jakiś szkrab w zielonym szlafroku i zalepionych plastrem okularach szeptał swoje modlitwy.
Za nim kolejny maluch. Ich rodzice. Ile próśb słyszał w tej kaplicy Jezus? Ile najszczerszych, dziecięcych, błagań o zdrowie? Ile z nich pozostało niespełnionych? A przecież w Ewangelii stoi jak wół: „Proście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni”. Więc dlaczego tak często się nie spełnia? Odpowiedź tkwi w pierwszej części tego zdania: „Jeśli we Mnie trwać będziecie i słowa moje w was”.
A więc – spełni się, jeśli prosząc, będziemy patrzeć na świat tak jak patrzy Bóg. Jeśli dostrzeżemy, że czasem ma On skrępowane ręce. Nie może ingerować w wolną wolę tych, którzy zadają nam ból. Nie może zmienić decyzji naszych przodków, którzy chcieli urządzić ziemię według własnego pomysłu i ściągnęli nam na głowę śmierć oraz wszelkie choroby.
Czasem jedyne, co Bóg może zrobić, to dać nam siłę, byśmy donieśli nasze krzyże do mety. I nieśli je z pewnością, że On na nas czeka, a życie każdego człowieka to historia z „happy endem”. Proszę Boga, by każdy mój krok – w szczęściu, czy w nieszczęściu – zawsze był krokiem w stronę „happy endu”. Chcę dojść do Niego. I to mi się spełni.
* publicysta „Rzeczpospolitej” i TVP1, autor książki „Kościół dla średnio zaawansowanych”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Hołownia