Myśl wyrachowana: Brak zagrożeń w polu widzenia oznacza problemy z polem widzenia.
Miniony grudzień był dla polskiej komunikacji drogowej miesiącem od wielu lat najbezpieczniejszym. Zginęło rekordowo mało ludzi. Dlaczego? Bo ten grudzień był dla kierowców wyjątkowo trudny. Tradycyjne zaskoczenie drogowców nastąpiło już w listopadzie i od tego czasu śnieg trzymał się na drogach jak Cezary Grabarczyk w ministerstwie infrastruktury. Zamiecie (spokojnie, tym razem nie pod dywan), zawieje, gołoledzie i co tam jeszcze meteorolodzy mieli, dopełniły obrazu ciężkich warunków.
To paradoks, ale niesprzyjające warunki sprzyjają człowiekowi, zaś nie sprzyja mu pełna swoboda działania. Przyczyna tego jest prosta: nieszczęście przytrafia się zazwyczaj nie z powodu ciężkich warunków, ale z powodu lekkiego myślenia. Lekkomyślny włącza ostrożność tylko wtedy, gdy widzi, że jest groźnie. A gdy człowiekowi nic nie stoi na drodze, jego czujność słabnie. Wtedy jest najbardziej niebezpiecznie.
Niejeden założył sobie stryczek, bo miał wolną rękę, niejeden wpadł w przepaść, bo miał zielone światło. Właśnie takie światło zapalili na Zielonej Wyspie. Od Nowego Roku Irlandia dołączyła do krajów, w których homoseksualiści mogą zawierać „związki partnerskie”. Zyskali takie prawa jak małżeństwa, z wyjątkiem (na razie, rzecz jasna) tych dotyczących dzieci. Oczywiście świat „postępu” otrąbił kolejne zwycięstwo równości, tolerancji i takich tam. „Wyborcza” obwieściła triumfalnie: „Gejom lepiej w Irlandii”.
Lepiej? Prawna możliwość małpowania małżeństwa i kpina z rodziny to lepiej? Zaangażowanie autorytetu państwa w promocję nonsensu to lepiej? Tu nikomu nie będzie lepiej, tak jak nie było, gdy bolszewicy wprowadzali w Rosji w życie swoje piękne teorie – a jakże – o równości. Przede wszystkim nie będzie lepiej samym „gejom”, którzy uwierzyli cynikom i zamiast stawić czoła swojej słabości, deklarują, że są z niej dumni. Ci biedni ludzie ośmieszają się publicznie, usiłując wejść w role, w które z natury wejść nie mogą. Ale nie o ich dobro tu chodzi. To pionki w grze. A gra toczy się o dużo wyższą stawkę, niż mogą sobie wyobrazić nawet twórcy tych szalonych ustaw. Tu chodzi o dusze.
Sieci są rozstawione na poziomie, którego człowiek odcinający się od Boga nie widzi. A ponieważ całe społeczeństwa cywilizacji zachodniej uznały Chrystusa za największą przeszkodę na drodze… – no właśnie, dokąd? – ślepota wzrasta. Droga wydaje się coraz szersza, prostsza, sucha i przyczepna. Ruszył więc obłędny wyścig nieliczących się z niczym „ułatwień”. Niemcy zalegalizowali prostytucję, Szwajcaria rozważa legalizację kazirodztwa, Kanada debatuje nad wieloosobowymi związkami. Holandia, Szwecja, Hiszpania – gdzie spojrzeć, przyśpieszenie. Teraz jeszcze Irlandia. I ciągle łatwiej, szybciej, lżej, przyjemniej. Byle do przodu. „Polska staje się skansenem – świat nam zaczyna uciekać” – przeczytałem na stronie działaczy domagających się legalizacji i u nas związków partnerskich. Może ten świat i ucieka, ale czy to powód, żeby go gonić? My, zdaje się, jeszcze mamy oczy i wciąż jeszcze pytamy: do przodu, czyli dokąd?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak