Myśl wyrachowana: Kościół jest jak stajenka: nie podoba się, a mieszka w nim Bóg.
Herod cieszył się z nadejścia Mesjasza. Powiedział przecież mędrcom, którzy zdążali do Betlejem: „Wypytujcie starannie o Dziecię, a gdy Je znajdziecie, donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu pokłon”. Czemu by mieli mu nie wierzyć? No właśnie, mieli powody – tylko że ich nie znali. Gdyby wiedzieli, że ten człowiek zabił żonę i rodzonych synów, i że kazał utopić swojego szwagra, który był najwyższym kapłanem, chyba inaczej rozumieliby jego troskę. Chyba z większą ostrożnością traktowaliby jego potrzebę składania hołdów, gdyby wiedzieli, że niemal wszystkie jego zbrodnie – a było ich bez liku – brały się z obawy przed utratą korony.
Gdyby mieli wiedzę o Herodzie, pewnie by w ogóle nie szli do niego z wiedzą o Mesjaszu. Ale nie mieli. Pochodzili z innej krainy, a wówczas wiadomości nie rozchodziły się tak szybko jak dziś. Dziś informacje rozchodzą się z tak zawrotną prędkością, że Rada Etyki Mediów musi potępiać gazetę za artykuł, który się jeszcze nie ukazał – jak to miało miejsce przed dwoma miesiącami z „Naszym Dziennikiem”. Ale nawet taka „ponadfaktowa” szybkość nie sprawia, że ludzie stają się ostrożniejsi w ocenianiu intencji amatorów składania Dzieciątku podejrzanych hołdów.
Ostatnio jesteśmy świadkami wzmożonej troski o Kościół ze strony środowisk, które większość energii poświęcają tworzeniu świata doszczętnie wyzutego z Boga. Oto o godne miejsce dla krzyża dobijają się miłośnicy pustej ściany. Oto o moralność chrześcijańską troszczą się krzewiciele amoralności. Oto o Kościół i o poziom polskiego duchowieństwa troszczy się gazeta, która – niezależnie od zaangażowania w demontaż fundamentów zdrowego społeczeństwa – odpowiada za śmierć konkretnego dziecka nieletniej „Agaty”. Niedawno na łamach „Wyborczej” ukazało się omówienie listu o. Ludwika Wiśniewskiego. Dominikanin skierował ten list we wrześniu do nuncjusza. Widoczna tam troska autora o Kościół jest szczera i mogłaby być pożyteczna. Upubliczniona jednak w medium, które tak kocha Kościół, jak generał Jaruzelski Polskę, w najlepszym razie nie przyniesie pożytku. Nawet najsłuszniejsze postulaty w niewłaściwych rękach stają się szkodliwe.
Reformowanie Kościoła z zewnątrz może doprowadzić do zmiany sytuacji na inną, ale na pewno nie doprowadzi do zmiany człowieka na lepsze. Bo, jak mówi poeta, „z wierzgania powstaje na ziemi kurz, ale nie urodzaj”. Mędrcy, pouczeni przez Boga, wybrali „inną drogę”. My mamy robić to samo – wybrać „inną drogę”. Nie via Herod, bo jego gotowość składania hołdów Nowonarodzonemu dziwnie często kończy się rzezią niewiniątek. W Kościele zawsze jest coś do naprawienia, ale naprawiają go święci. I właściwie tylko oni, bo świętość to nic innego jak zrealizowana wola Boża. A ta realizuje się zupełnie inną drogą, niż chciałby świat. Czytamy u Jana, że „świat Go nie poznał”. Jak więc ten świat, który nie zna Jezusa, mógłby rozumieć drogę, którą idzie Kościół? Dla ludzi z zewnątrz to jest droga absurdalna. Ale tak właśnie prowadzi Bóg: Pan świata rodzi się w stajni. Człowiek by tego nie wymyślił. No i dobrze – bo to Bóg wymyślił.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak