Myśl wyrachowana: Jeśli wszystko uczynimy sprawą definicji, nie zdefiniujemy nawet tego, czym jest definicja.
Miała być pandemia, a było gigantyczne oszustwo. Gdy już ciężkie pieniądze poszły w szczepionki, czyli w błoto, Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) przyznała, że „przesadziła” z informacjami o zagrożeniu świńską grypą. Jak widać, WHO może być przydatna dla różnych lobby do robienia bardzo dużych i bardzo lewych interesów. Widać też, że orzeczenia tej organizacji nie muszą być tak nieomylne, jak to się twierdzi. A twierdzi się tak zwłaszcza w kwestii homoseksualizmu. 20 lat temu WHO skreśliła tę skłonność z listy chorób, co otworzyło drogę do niszczenia fundamentów zdrowego społeczeństwa. Co ciekawe, do orzeczenia tego doszło nie na podstawie nowej wiedzy o homoseksualizmie, bo ta się nie zmieniła, lecz na drodze referendum.
I to referendum przeprowadzonym z pominięciem osób o odmiennych poglądach niż zamówione. Tak więc z dnia na dzień, bez żadnych nowych wyników badań naukowych i bez przedstawienia racjonalnych argumentów, świat dowiedział się, że homoseksualizm to norma. Nastąpiło przedziwne zjawisko: stan wiedzy o homoseksualizmie nie zmienił się ani o jotę, a definicja homoseksualizmu zmieniła się całkowicie. To był przewrót kopernikański, tyle że na opak. Nawet nie w tym sensie, że Kopernik okazała się kobietą, lecz w takim znaczeniu, że Kopernik może sobie teraz płeć wybrać. Bo – jak uczy się na studiach „genderowych” – nie jest się kobietą i mężczyzną. Jest się „homo” lub „hetero”. Albo „bi”. Albo „trans”, albo jeszcze kimś, kim tam być się komu zachce. Bo teraz to stanowi o tożsamości. Tym się JEST, a męskość lub kobiecość jedynie się MA. Jak przypadłość, niemal jak chorobę.
To jest ten haczyk, za który ciągnie lobby homoseksualne, próbując wywrócić świat na lewą stronę. Gdyby homoseksualizm uznawano, zgodnie ze stanem faktycznym, za chorobę, nikt nie mówiłby „orientacja seksualna”, bo orientacja jest jedna – naturalne skłonności, wynikające choćby z różnic w budowie ciała kobiety i mężczyzny. Gdyby nie tamto orzeczenie WHO, nie miałoby sensu używanie słowa „heteroseksualizm”. Wszyscy jesteśmy heteroseksualistami i tylko niektórzy z nas MAJĄ homoseksualizm, tak jak ma się każdy inny defekt. „Nie mam nic przeciw homoseksualistom” – zarzekają się ludzie przed kamerą, w obawie przed uznaniem za homofoba. Ale to trochę tak, jakbym w obawie przed nazwaniem cukrzycofobem powiedział, że nie mam nic przeciw cukrzykom. To jasne, że nic przeciw nim nie mam. Nie można winić chorego, że jest chory. Przeciwnie – należy mu pomóc. Jeśli jednak chorzy – na przykład na raka – uzyskaliby od WHO zaświadczenie, że nowotwór to odmiana zdrowia i zorganizowaliby Paradę Dumy Rakowej, tylko głupiec by im przyklasnął. A jednak podobna parada właśnie trwa w Warszawie. Nie rakowców i nie cukrzyków – ci ludzie wiedzą, że są chorzy i dlatego podejmują środki zaradcze. Europride 2010 to demonstracja chorych, którzy chcą pozbyć się problemu przez zmianę definicji zdrowia. W takim razie pójdźmy dalej – niech WHO uzna, że nieboszczyk to żywy inaczej, i mamy z głowy śmiertelność.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak