Myśl wyrachowana: Gdy Bóg staje się sprawą prywatną, życie społeczne staje się domem publicznym.
Swego czasu wojsko w Birmie zabiło wielu demonstrantów. „Gość” zapytał wtedy dr. Krzysztofa Jakubczaka z Katedry Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ, dlaczego ci żołnierze z taką łatwością strzelają do swoich rodaków. Specjalista odparł: „Życie ludzkie jako takie nie jest dla nich nadrzędną wartością. Ma na to wpływ choćby ich wiara w reinkarnację”. Te słowa przyszły mi na myśl, gdy słuchałem Wojciecha Jaruzelskiego w programie TVN „Teraz My”. Zapytano go, czy wierzy w niebo, piekło, czyściec. Odpowiedział wymijająco, że wierzy „w ziemię, taką jaka ona jest”. I że na pewno będzie na cmentarzu. Redaktorzy dociskali gościa, co wywołało jego irytację, bo nie chciał mówić „o sprawach tak osobistych, jak sprawa stosunku do religii”.
A przecież „ziemia”, w którą generał wierzy, w dużej mierze zależy od tego, jaka jest ta „osobista sprawa”, o której nie chce mówić. Gdyby Wojciech Jaruzelski w swoim dorosłym życiu kierował się nauką Chrystusa a nie Marksa, Lenina i Engelsa, nie utrwalałby władzy ludowej i nie byłby autorem stanu wojennego. Gdyby pełnił wolę Boga, a nie radzieckich towarzyszy, nie byłby czerwonym dygnitarzem, który nawet na pogrzebie własnej matki nie wchodzi do kościoła. Nie broniłby socjalizmu jak niepodległości i nie grałby bohatera, przygniecionego brzemieniem „mniejszego zła”. „Stosunek do religii” pana generała zaważył na stosunkach panujących w domach, na ulicach i w sklepach, zwiększył zaludnienie na cmentarzach, w zakładach karnych i na emigracji, przedłużył agonię przeklętego systemu. Religia ma najściślejszy związek z ludzkimi decyzjami. Ma się tak do działania, jak pieniądze do kupowania, jak źródło do strumienia, jak prąd do żarówki.
I co – nie wolno o to pytać? Właśnie o tym należy mówić! Czy wybieramy posła, prezydenta, czy małżonka – powinniśmy przede wszystkim interesować się jego religią: czy szczerze wyznaje Chrystusa, czy wzywa Allacha, naśladuje Buddę, czy czci bożka neutralności światopoglądowej. Od osobistej religijności będzie zależało, o co człowiek będzie walczył, z kim i jakimi metodami. Bo walczył będzie. Jak nie o człowieka, to z człowiekiem, jak nie o krzyż, to z krzyżem. Nie da się ani istnieć neutralnie, ani neutralność osiągać. Każdy o coś walczy, choćby o pokój. I o to, jak należy pokój rozumieć. I kto ma w nim siedzieć, i za co. Toczyć boje można nawet o sens cmentarza – bo Wojciech Jaruzelski dopiero na nim będzie, a Zbigniew Chlebowski już był.
Ocena rzeczywistości i sposób działania zależą od wiary. Od wiary zależy przede wszystkim to, jak się człowiek zachowa w sytuacjach granicznych. Kto nie wierzy w nic większego od siebie, nie znajdzie powodu, żeby przekraczać siebie. Nie znajdzie motywu, żeby narazić siebie w obronie własnej godności i cudzego życia. Dlaczego miałby sumienia słuchać bardziej niż władzy, skoro nie wierzy, że jest ktoś, kto z tego posłuszeństwa rozlicza? Dlaczego miałby oddać życie za większą sprawę, skoro jego własne życie jest dla niego sprawą największą? Ale i taki człowiek jest religijny – wierzy w siebie. A raczej w to, w co się obróci – w „ziemię”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak