Myśl wyrachowana: Kto opiera swój autorytet na stołku, ten straci jedno razem z drugim
Kiedy przed laty zaczynałem w parafii karierę lektora, musiałem pokonać lęk przed publicznymi wystąpieniami. Starszy kolega doradził mi wtedy: „Wyobraź sobie, że masz przed sobą pole kapusty”. Nie byłem zainteresowany czytaniem Słowa Bożego kapuście, ale ta rada trochę mi pomogła. Uświadomiłem sobie, że ten tłum przede mną to suma jednostek. Każda z głów, które widzę, to ktoś taki jak ja. Dlaczego miałbym się bać siebie, choćby i zwielokrotnionego? Stopniowo uczyłem się nie bać ludzi, zwłaszcza rozmaitych utytułowanych VIP-ów, dostojnych oficjeli, oficjalnych dostojników. Zaczynałem odkrywać, że wielcy tego świata niespecjalnie różnią się ode mnie. Że gdy zdejmują togi i gronostaje, stają się nieprzyzwoicie zwyczajni. Gdy już nie przemawiają, widziałem, że tylko gadają – i to nieraz banalnie, a nawet głupio. Ot, takie łajzy jak i ja.
Dobrze wiedzieć takie rzeczy, bo to pomaga szanować bliźniego jak siebie samego – czyli zgodnie z prawdą. Lepiej nie przesadzać z czołobitnością, zwłaszcza wobec tych, którzy swój autorytet opierają na strukturach i uważają, że są z tego tytułu mądrzejsi. Takim ludziom nieraz trzeba się przeciwstawić, a nie tłumaczyć, że „to przecież władza” albo „to przecież państwo”. Bo kto to jest państwo? Czy to jakaś monstrualna osoba? Czy to jakiś olbrzym, który rozumie lepiej niż my i myśli mądrzej niż my? Przyjrzyjcie się twarzy tego państwa. Okaże się, że to suma jednostek, które mają własne twarze i własne nazwiska. I że te twarze wcale nie są szczególnie dostojne, zaś nazwiska nie rzucają na kolana. To nie państwo przygotowuje ustawy, nie państwo decyduje o tym, czego szkoły będą uczyć naszych dzieci, nie państwo rozstrzyga, kogo nazwać człowiekiem, a kogo tylko płodem, kogo matką, kogo ojcem, kogo zrobić w szkle, a kogo zamrozić.
To są ludzie o konkretnych, nieraz obłędnych poglądach. Gdy tacy zbiorą się razem, mogą w autorytecie państwa zniszczyć własny naród jak socjaliści w Hiszpanii i jeszcze kazać się za to podziwiać. Jeden z tych, co to wyobrażają sobie, że są ważni, bo dysponują aparatem przymusu, nazywał się Poncjusz Piłat. „Czy nie wiesz, że mam władzę uwolnić Ciebie i mam władzę Ciebie ukrzyżować?” – chełpił się wobec pewnego skrwawionego Człowieka. I co usłyszał? „Nie miałbyś żadnej władzy nade Mną, gdyby ci jej nie dano z góry. Dlatego większy grzech ma ten, który Mnie wydał tobie”. Patrzcie, patrzcie! Więc władza może popełniać grzechy! I to nawet tak potworne, jak wylewanie krwi Sprawiedliwego. Władza może wydawać wyroki na niewinnych i szykanować tych, którzy się za nimi ujmują. A przy tym sama drży przed wpływowymi cynikami, którzy grożą: „bo powiemy, że nie jesteś przyjacielem cezara”.To nie struktury gotują ludziom nieszczęścia. To konkretni ludzie głosują za niemoralnym prawem, a potem umywają ręce i mówią: „Nie jestem temu winien, bo to nie ja, tylko państwo”. Oj, jesteś winien, bo państwo to ty.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak