Myśl wyrachowana: Kto nikogo nie rodzi, ten umie tylko ronić pomysły.
Serial „Ojciec Mateusz” o księdzu detektywie bije rekordy oglądalności. Nie słabnie popularność powtarzanego trzeci raz „Rancza”, w którym jedną z głównych ról gra ksiądz. No i wciąż sporą widownię ma „Plebania”. To zła wiadomość dla bojowników postępu, którzy w pocie czoła zwalczają polski klerofaszyzm i przesądy światło ćmiące. Bo tak jakoś jest, że sympatia społeczna jest po stronie pozytywnych bohaterów lubianych filmów. Tysiąc tekstów na blogu Joanny Senyszyn nie zrównoważy jednego uśmiechu Artura Żmijewskiego w sutannie. Tysiąc wpisów zapluwających się ze złości forumowiczów nie przeważy jednej sentencji wygłoszonej przez Cezarego Żaka jako proboszcza.
Parafrazując Ewangelię, rzec można z pewnym uproszczeniem, że ktoś, komu podobają się filmowi księża, nie może zaraz źle mówić o prawdziwych. A w tych filmach księża się podobają. Grają różne charaktery, ale jedną cechę mają wspólną – są szczerze religijni i stosunek do Boga wyznacza ich sposób działania. Sukces „Ojca Mateusza” chyba kogoś przestraszył, bo w prasie odezwały się pojękiwania, że ludzie naiwnie wierzą w księdza ideała. Tymczasem tacy duchowni naprawdę się trafiają, sam takich znam. Oni są ojcowscy w najlepszym tego słowa znaczeniu. Do takich ludzi chce się uciec, gdy jest źle, a gdy jest dobrze, chce się im pochwalić swoim szczęściem. Niestety, takich ludzi jest za mało, bo deficyt ojców przenosi się na wszelkie dziedziny życia.
Nic dziwnego, że nie w każdej parafii mamy ojca, skoro nie mamy ojców w tak wielu rodzinach. Są tam, owszem, jacyś faceci, ale co z tego, skoro to w duszy starzy kawalerowie. Bo stary kawaler to nie człowiek, który się nie ożenił. To ktoś, kto nie ma dzieci – uwaga! – duchowych. Każdy chrześcijanin musi mieć takie dzieci, niezależnie od tego, czy ma biologiczne potomstwo, czy nie. Czy to duchowny, czy świecki – mężczyzna musi być ojcem, a kobieta matką. Każdy musi kogoś zrodzić, a to dzieje się zawsze, gdy się bezinteresownie robi coś dla czyjegoś prawdziwego dobra. Wszyscy mamy taką możliwość, bo nawet ślepi, głusi, bez rąk i nóg możemy się jeszcze modlić.
W niebie się okaże, jak płodna była taka modlitwa.Jeśli ojciec biologiczny nie dba o zbawienie swoich dzieci, jest starym kawalerem, nawet gdy jest młody i żonaty. Jeśli ksiądz myśli o wszystkim, tylko nie o zbawieniu swoich parafian, też jest starym kawalerem, w dodatku uprawiającym duchową antykoncepcję. Trwa rok jubileuszowy św. Jana Marii Vianneya, ogłoszony w 150-lecie jego śmierci. Ten ksiądz niemal całe kapłańskie życie spędził w zapadłej wiosce Ars. Był mały i brzydki, a nauka szła mu ciężej niż Polsce przygotowania do Euro 2012. A jednak do jego konfesjonału cisnęły się takie tłumy, że do Ars musiano poprowadzić linię kolejową. I to w porewolucyjnej Francji! To powinno dać do myślenia każdemu, kto utyskuje na „postępującą laicyzację”. Bo laicyzacja to nie jest jakiś smok, który pożera tłumy chrześcijan. To raczej choroba sieroca, wywołana brakiem prawdziwych – bo duchowych – ojców i matek.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak