Myśl wyrachowana: Od Boga należy oczekiwać chleba, a od polityków trochę nieba.
Kiedyś, w stanie powojennym, stałem na końcu kolejki w sklepie piekarniczym. Ludzi było, w języku zomowców, „na dwa magazynki”, a chleba mniej, więc widać było, że nie mam na co czekać. Chciałem już odejść, gdy tknęła mnie myśl: „Przecież za radą Pana Jezusa codziennie proszę Boga o chleb powszedni. Czyli o ten konkretny chleb”. Nabrałem więc dziwnej pewności, że dla mnie chleb będzie. Stoję i powtarzam w kółko: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. W pewnym momencie stało się to, co się stać musiało. – Nie ma już chleba – powiedziała ekspedientka. Ludzie w tył zwrot i do domu. A ja, nie wiedząc po co, podchodzę do lady. Gdy znalazłem się przy niej, dostrzegłem dolną półkę, a na niej dorodny chleb.
– Pewnie zamówiony? – mówię.
– Nie, może pan wziąć – odpowiada sprzedawczyni.
– Ale… ale, dlaczego on tu jest?
– Odłożyłam, bo był pęknięty.
Pęknięcie było małe i smaczniejsze niż reszta chleba.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak franku@goscniedzielny.pl