Myśl wyrachowana: Od stanu ogumienia ważniejszy jest stan sumienia
Gdy Matka Teresa osiągnęła „sukces”, pojawiło się mnóstwo jej podróbek, różniących się od oryginału głównie chęcią osiągnięcia sukcesu. Sztuczne Matki Teresy rozdają nie swoje, tak żeby wyglądało na swoje, i pochylają się nad cudzymi dziećmi, tak żeby było fotogenicznie.
Kolejna taka podróbka wzięła się ostatnio za troskę o dzieci na koloniach. Nazywa się Wanda Nowicka i jest szefową Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Domaga się od MEN umożliwienia nastolatkom zażycia odpowiednich pigułek po stosunku seksualnym. No i żeby w każdym ośrodku kolonijnym były zajęcia z edukacji seksualnej (czytaj erotycznej). Bo młodzi u nas wiedzą, że seks jest po to, żeby było fajnie, ale nie wiedzą, jak sprawić, żeby z tego nie było kiły, AIDS lub dzieci. Najgorsze te dzieci, bo jak pozwolić się takim urodzić, to zapaskudzą życie nieletnich matek. A czy z powodu jednego błędu można skazywać te biedne dziewczyny na konsekwencje do końca życia? Chwileczkę. Kto je skazuje? My? Tak już jest, że przyczyna rodzi skutek i głównie tego młodzi muszą się nauczyć. Nie takie konsekwencje ludzie ponoszą z powodu jednego błędu. Wiedzą to saperzy, wiedzą amatorzy skakania na głowę do bajora i ci, co dopuścili dzieci do obsługi maszyn rolniczych.
Dziecko powinno bawić się autkami, a nie prawdziwymi autami. Pani Nowicka i koleżanki domagają się jednak prawa ostrej jazdy dla małolatów, byle tylko miały ubezpieczenie powypadkowe. Panią Nowicką to pewnie śmieszy, bo ma specyficzne poczucie odpowiedzialności. To ono kazało jej zabić część własnego potomstwa, czym nie omieszkała publicznie się pochwalić. Przy takiej moralności nie dziwi plan zrobienia z naszych córek prostytutek, a z synów dziwkarzy. Oferowanie młodym „zabezpieczeń” jest przecież usilną zachętą do przygodnego seksu. Pomysły pani Nowickiej niespecjalnie się ludziom spodobały. Jedna pani powiedziała do kamery, że nie życzy sobie, żeby ktoś dawał córce jakieś tabletki bez jej zgody.
Ale nie o tabletki chodzi! Dzieci muszą być przede wszystkim zabezpieczone przed stręczycielstwem wyznawców tolerancji. Dziś na koloniach myśli się o wszystkim. Żywność musi być zdrowa, żeby się kto nie zatruł. Obsługa musi mieć aktualne badania, żeby dzieci nie zarazić. Wycieczki muszą być obstawione wychowawcami, żeby kolonista pod auto nie wpadł albo się nie zgubił. Ale żeby dziewczynki w ciążę nie zachodziły, to tego jakoś się nie da zrobić. W takim razie dlaczego kiedyś się dało?
Pewnie dlatego, że kiedyś rodzice i wychowawcy nie byli tak zastraszeni przez ideologów deprawacji. Ci zresztą celowo rozdmuchują rozmiary zjawiska, żeby stało się faktem potwierdzającym ich teorie. Chyba czas już najwyższy, żeby trzasnąć pięścią w stół i zamknąć dostęp do dzieci podrobionym matkom miłosierdzia. I jasno powiedzieć dzieciom, gdzie ich miejsce, a szczególnie łóżko. Dzięki temu na koloniach znów zachodzić będzie tylko słońce.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak