Myśl wyrachowana: Ludzie potrzebują zbawienia, a nie zwabienia
W kościele parafialnym mamy nowe organy. Nowe u nas, ale używane, bo z niemieckiego kościoła. A właściwie już nie kościoła, bo zamknięty. Nie ma wiernych.
Wiele polskich kościołów w ten sposób zaopatruje się w organy.
Na Zachodzie ubywa chrześcijan, bo – na przykład – chcą zaoszczędzić na podatku kościelnym. Dramatycznie spada też liczba studentów teologii, zwłaszcza protestanckiej – a co za tym idzie, maleje liczba pastorów. Prognozy na najbliższe dwa lata dla Niemiec to utrata kolejnych dwóch milionów wiernych. Tamtejszy Kościół katolicki ma podobne problemy, choć na mniejszą skalę.
Ostatnio gazety podały informację, że władze niemieckiego Kościoła ewangelickiego chcą ratować sytuację. Zamierzają w tym celu przeprowadzić reformę „największą od czasów reformacji”. Miałoby to polegać na „uatrakcyjnieniu form uczestniczenia w życiu religijnym”. Mówi się o stworzeniu jakichś kościołów dla młodzieży, jakichś „ofert dla turystów”, zmniejszeniu liczby probostw, redukcji administracji.
Są jeszcze lepsze sposoby zapełnienia kościoła. Można w nim zrobić halę targową. Albo kawiarnię. Przyświecałby jej cytat z Listu do Koryntian: „Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie”. W ofercie byłoby też owo „cokolwiek innego”. Albo dyskotekę można zrobić zamiast nabożeństwa. Będziemy chwalić Boga tańcem. Jak to było? „Kto tańczy, dwa razy się modli” czy jakoś tak. Aha! I koniecznie trzeba prowadzić na bieżąco liczenie wiernych.
Ludzie wierzący nie muszą uatrakcyjniać Pana Boga. Wystarczy, żeby Go nie przesłaniali swoimi dostojnymi osobami, tylko umożliwili z Nim spotkanie. Problem w tym, że wielu chrześcijan nie bardzo wierzy, że Bóg na to spotkanie przyjdzie. Dlatego zamiast z Bogiem, organizują spotkania z „ciekawymi ludźmi”. Z braku przekonania, że żywa wiara jest najatrakcyjniejsza na świecie, modlitwę zastępują dyskotekami, Ewangelię pogadankami o kulturze, liturgię wieczorkami słowno-muzycznymi.
Znamienne, że do Taizé od lat ciągną tłumy młodych, choć tam bracia nikomu się nie podlizują, o nikogo nie zabiegają. Znamienne, że na brak powołań nie narzekają zakony kontemplacyjne. Młodzież się do nich garnie, choć nikt tam jutrzni nie zastępuje porankiem z kawusią do łóżka. Post znaczy tam umartwienie, nie pocztę elektroniczną, adoracja trwanie przed Jezusem w kaplicy, a nie w fotelu przed telewizorem.
Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Ludzie po prostu potrzebują Boga, a nie zastępujących Go atrap. Bo w jadłodajni trzeba dać ludziom jeść, a nie organizować pokazy dań i spotkania dyskusyjne na temat istotnej roli jedzenia.
Problem niemieckich protestantów jest w istocie problemem powszechnym. Każdy potrzebuje reformy. Ale w środku. Do tego nie trzeba się specjalnie gimnastykować, tylko zwyczajnie paść na kolana. Bez ochraniaczy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak