Myśl wyrachowana: Lepiej wiedzieć, co się święci, niż święcić, co się nie wie
To dobrze, że wyszła sprawa księży agentów. Dobrze, że przyłapano księży pedofilów. Dobrze, że wpadli duchowni aferzyści finansowi i że prowadzący po pijanemu biskup stanął przed sądem. Nie, nie. To, że oni to robili, to źle. Ale dobrze, że o tym wiemy. Dlaczego? Bo najgorsza prawda jest lepsza od najlepszego kłamstwa. Kłamstwem zaś byłoby udawanie, że jakakolwiek grupa ludzi jest wolna od grzechu. Łajdakami bywają zarówno piekarze, jak i aptekarze, kanaliami bywają hydraulicy, zarówno polscy, jak i francuscy. Dranie są wśród sprzedawców, sprzedawczyki wśród nauczycieli. No i wśród księży są ludzie o różnym poziomie moralnym. Kościół zawsze mówił, że wszyscy są grzeszni, również duchowni. W średniowieczu nikt specjalnie nie protestował, gdy malarze umieszczali w piekle nawet najwyższych hierarchów. Kiedy jednak Jan Paweł II przepraszał za winy ludzi Kościoła, burzyli się różni „obrońcy wiary”. Nie pomyśleli, że wierze szkodę czyni nie ten, kto wyznaje winę, tylko ten, co winy nie przyjmuje do wiadomości.
Nie tak traktuje to Biblia. Bez ogródek pokazuje, jakimi gagatkami bywali nawet ludzie szczerze oddani Bogu. Widzimy tam Dawida, który podprowadza poddanemu żonę, a jego samego zdradziecko wydaje pod miecze wrogów. Ale widzimy też, jak płacze i pokutuje, gdy sprawa wyszła na jaw. Czy zapłakałby, gdyby prorok nie ujawnił jego „teczki”?
Dzięki Biblii wiemy, jacy są naprawdę ludzie. Nawet najwięksi. Mojżesz się chwiał, Jakub oszukiwał, prorocy wątpili, sędziowie zdradzali. Nawet Salomon, taki mądry, zgłupiał od nadmiaru żon. Biblia jest historią zbawienia właśnie dlatego, że jest też historią ludzkiego grzechu. Inaczej od czego mielibyśmy być zbawieni? Gdybyśmy nic nie wiedzieli o słabości Apostołów, Ewangelia byłaby dla nas opowieścią o niedoścignionych wzorach. A skoro niedoścignionych, to i ścigać się nie ma sensu. Jaką stratę ponieślibyśmy, gdyby spisujący Ewangelię zmilczeli o tchórzostwie uczniów i Piotrowej zdradzie. Może dzięki temu, że wiemy o grzechu pierwszego papieża, chrześcijanie nie załamali się pod grzechami wielu jego następców?
Duchowni zawsze byli różni – jak to ludzie. Religijność i potęga ducha szła w parze z małostkowością i głupotą. Wystarczy zajrzeć choćby do kroniki Jana Długosza. Można tam poczytać o kłótniach biskupów, ich bufonadzie, rywalizacji o zaszczyty. Tenże kronikarz opisuje przypadek biskupa Zawiszy z Kurozwęk, który zmarł w wyniku upadku ze stogu siana, na którym próbował dopaść dziewkę. Gorszy to kogoś? No to jak zniesie zdradę arcybiskupa Milingo, który właśnie wrócił do swojej poślubionej w sekcie Moona „żony”? No trudno. Taka jest rzeczywistość i skoro Jezus musi to znosić, to dlaczego nie możemy Mu towarzyszyć? Jeśli Kościół trwa, to nie dlatego, że komuś udało się ukryć prawdę o jego członkach, tylko dlatego, że Chrystus jest jego głową.
Piotr Najsztub przeprowadził dla „Przekroju” wywiad ze Zbigniewem Nosowskim. Naczelny „Więzi” opowiada tam o księdzu agencie Czajkowskim: „Ksiądz Michał powiedział nam, że wobec Boga on już tę sprawę załatwił, i był zaskoczony, że teraz jeszcze trzeba to załatwić wobec ludzi”. Ano, jednak trzeba. Skoro się wobec społeczeństwa zawiniło, to sprawiedliwie jest zwrócić mu przywłaszczony sobie jego szacunek. I lepiej po tej stronie życia, bo z tamtej strony zaległości moralne doskwierają chyba znacznie bardziej. Lepiej tu nie robić z siebie pomnika, bo tam spiż kruszą razem z ukrytym w nim faryzeizmem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak