Myśl wyrachowana: „W kupie raźniej” – mówi się. No tak, ale ważne, żeby z niej wyjść na czysto
Dziennik „Życie Warszawy” podał, że holenderskie feministki z organizacji Kobiety na Falach zamierzają ponownie uszczęśliwić spragnione aborcji Polki. Ich statek aborcyjny zawinąłby do któregoś z naszych portów, a jego światła załoga – tak jak onegdaj – prowadziłaby „edukację” tubylców (a zwłaszcza tubylek). Nie podano, kiedy to będzie, ani czy przywiozą też koraliki, perkal i lusterka, ale na pewno będą miały jakieś pigułki. – Niech fale poniosą statek do Iranu, a feministki postarają się o pozyskanie praw wyborczych dla tamtejszych kobiet – skomentował to Stefan Niesiołowski.
Niestety, to niemożliwe. Brak praw wyborczych kobiet nie jest problemem dla feministek, ponieważ one same zawsze prawa wyborcze miały. Nie będą więc walczyły o coś, co im nie uwiera. Nie robią tego przecież z miłości, tylko próbują leczyć swoje kompleksy i zagłuszać wyrzuty sumienia. Kobiety, które domagają się prawa do aborcji, w większości same przynajmniej jedno swoje dziecko już zamordowały. To samo dotyczy mężczyzn, którzy wzięli w tym udział. Żaden człowiek, który uważa się za przyzwoitego, na dłuższą metę nie zniesie takiej świadomości. Kiedy więc sobie uświadomi, co zrobił, ma dwa wyjścia: żałować i rzucić się z płaczem w ramiona Boga albo szukać towarzystwa i zwierać szeregi. Kiedy Herod wydrwił pojmanego Jezusa i odesłał Go Piłatowi, ewangelista zanotował: „W tym dniu Herod i Piłat stali się przyjaciółmi”. To znamienne, że wspólna sprawa rodzi przyjaźnie, niezależnie od tego, czy to sprawa dobra, czy zła. Gdy dobra – przyjaciele pomagają ujawnić chorobę duszy, a stąd blisko do jej uleczenia. Zła przyjaźń utwierdza człowieka w fałszu. W krzyczącej to samo grupie giną wątpliwości, a człowiek nabiera pewności, że skoro inni mówią to, co ja, to ja mam rację.
Chodzi więc o to, żeby grupa współsprawców grzechu była jak największa. Coś takiego od lat praktykuje naczelny „Faktów i Mitów”. Gdzie i kiedy może, opowiada, że był księdzem i że każdy przyzwoity duchowny powinien zrobić tak jak on, czyli rzucić sutanną. Swego czasu był gwiazdą rozmaitych „tokszołów”, gdzie z uporem zachwalał niewierność powołaniu. Teraz robi to samo w swoim piśmie, gdzie wykoślawione lub zmyślone fakty służą mu do tworzenia mitów o złym Kościele. To całkiem dobry sposób na zakrzyczenie konfliktu sumienia. Zamiast powiedzieć „źle zrobiłem”, przyjemniej wyprodukować sobie rzeszę zwolenników, którzy powiedzą: „dobrze zrobiłeś”.
Oto siła wspólnoty. Jaka to ulga dla zbolałego sumienia usłyszeć „wszyscy tak robią”.
To jest właśnie przyczyna, dla której ludzie z poaoborcyjnymi wyrzutami sumienia wypatrują na horyzoncie latającego Holendra (a raczej Holenderki). Niech przypłynie z kraju kwitnącej śmierci i niech powie Polakom: „Cywilizowany świat śmieje się z waszego prawa”. Na razie, dla przygotowania warunków desantowi morskiemu, należy jak najwięcej wołać o podziemiu aborcyjnym. Trzeba użalać się nad cierpieniami kobiet, które chciałyby być wyskrobane godnie i za państwowe pieniądze, a nie pokątnie i za własne oszczędności. Naszą sprawą jest oprzeć się temu fałszowi. Bo choć podziemie aborcyjne istnieje, to co z tego? Tak samo istnieje podziemie złodziejskie, narkotykowe i każde inne. Im więcej aborcji pozostanie pod ziemią, tym więcej dzieci będzie na ziemi. A statek z Holandii niech raczej tym razem przypłynie jako jednostka podwodna. Pływającej przestępczości bardziej do twarzy jest pod falami.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak franku@goscniedzielny.pl