Myśl wyrachowana: "Życie nie jest warte oddania za nie życia. Wiecznego."
Pełno na drzewach kleszczy. Czyhają bestie w gałęziach i jak ktoś przechodzi dołem, one hop! – i już częstują delikwenta boreliozą. Dlaczego człowiek tego nie czuje? Dlatego, że zanim kleszcz dobierze mu się do skóry, wstrzykuje substancję znieczulającą.
Podobnie jest z organizmem społecznym. Kiedy jakieś paskudztwo chce zaaplikować społeczeństwu wyniszczającą chorobę, najpierw musi je znieczulić. Jednym z najskuteczniejszych znieczulaczy jest bajka o tolerancji. Uśpione nią społeczeństwo da się okraść, okaleczyć i otruć, i jeszcze pięknie podziękuje. Dwa lata temu głośny był przypadek, gdy zamieszkały we Włoszech muzułmanin wymógł zdjęcie ze szkolnej ściany krzyża, bo urażał on religijne uczucia jego syna. Sąd uznał, że wymaga tego tolerancja. Ten sam człowiek wyrzucił potem przez okno krzyż ze szpitalnej sali, gdy był tam pacjentem. To również należało tolerować, czuł się przecież urażony. Teraz siedzi, bo za wcześnie zaczął publicznie mówić to, co inni islamscy fundamentaliści na razie mówią na użytek wewnętrzny. Kiedy z Polski wydalono w zeszłym roku imama czy innego mułłę, zaraz podniósł się tolerancyjny wrzask o prawa człowieka, choć człowiek ten nie miał nawet polskiego obywatelstwa. Mało kogo obchodziły przyczyny wydalenia, choć to, co wygadywał w meczecie, wyglądało na organizowanie siatki – i nie była to siatka na motyle.
Obsesja tolerancji każe usuwać z sądów – jak w USA – tablice z dziesięciorgiem przykazań i cenzurować – jak w Szwecji – kazania chrześcijańskich duchownych. Ta sama obsesja każe kolejnym państwom – jak Hiszpanii, a ostatnio Kanadzie – zatwierdzać prawo niszczące rodziny i produkujące społeczne kaleki. Bajka o tolerancji jest ocenzurowana. Nie ma w niej fragmentów o chrześcijańskich korzeniach zachodniej cywilizacji. Dlatego właśnie jest bajką i dlatego znieczula. Po czymś takim trudno się ocknąć. Błogi sen zakłócają ostatnio coraz częstsze eksplozje bomb i organizm społeczny zaczyna się wiercić. Niektórzy nawet się budzą. Tu i ówdzie dociera świadomość, że ta choroba zmierza do śmierci. Niektórzy chcą ugłaskać „kleszcza”, pozwalając mu – jak w Hiszpanii – wypić więcej krwi.
Głaskanie kleszcza jednak nie daje pożądanego skutku. Trzeba się go umiejętnie pozbyć. Jak? Walka z terroryzmem jest konieczna, ale gdy jeden kleszcz odpadnie, następne już czekają.
Dla świata postchrześcijańskiego jest tylko jedna droga: odzyskanie odporności, czyli powrót do żywego Chrystusa. Tylko On może wypełnić tę upiorną próżnię, jaka tworzy się po wypchnięciu z życia społecznego zdrowych zasad. Ta próżnia musi zasysać nieludzkie ideologie, bo taka jest jej natura. W obliczu zastępów zakochanych w śmierci samobójców nie wytrzyma społeczeństwo, które nie kocha niczego poza doczesnym życiem. Ocali nas jedynie miłość Chrystusa. A ona znaczy daleko więcej niż tolerancja.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak franku@goscniedzielny.pl