Myśl wyrachowana - "Ciekawe: przed porodem wolno dziecko zabić, a po porodzie nawet klapsa dać nie można."
Kiedyś poszczono o chlebie i wodzie. Teraz pości się łagodniej – o chlebku i wódce. Może to próba przetrzymania najcięższego z postów – postkomunizmu. Tego jednak nie da się przetrzymać. Jest jak rak. Jeśli się mu nie przeciwdziała, będzie żarł organizm, aż zeżre.
Najbliższy akt konsumpcji organizmu społeczeństwa postkomuniści przewidzieli na 15 lutego. Uczta odbędzie się w budynku sejmu i potrwa kilka dni. Nazywa się „czytaniem projektu ustawy o świadomym rodzicielstwie”. Świadomy rodzic to taki, który ma swobodny dostęp do aborcji. Sądząc z postkomunistycznych lamentów, największą tragedią naszego narodu jest niemożność szlachtowania dzieci, jak i kiedy się komu podoba. Autorka ustawy, Joanna Senyszyn, zarzeka się, że aborcja to zło, ale zaraz wyciąga „większe zło”, czyli podziemie aborcyjne.
Według niej to jakieś 150 tysięcy, a jak ma dobry humor, to i 200 tysięcy. To oczywiście dane z sufitu, ale gdyby było i więcej, to co z tego? Dlaczego wielka liczba morderstw miałaby uzasadniać legalność zabijania? W Auschwitz wymordowano bardzo wiele dzieci, a jakoś nikt potem nie zalegalizował tego procederu. Czym więc różnią się tamte dzieci od nienarodzonych? Jedyna wyraźna różnica jest taka, że tych drugich nie widać. Po zabitych przed narodzeniem nie zostają stosy bucików, zabawek i wspomnienie niewinnego spojrzenia. Pokrwawione resztki utylizuje się i spokój.
Projekt ustawy przewiduje legalność aborcji na życzenie do 12 tygodnia, ale dopuszcza liczne wyjątki, praktycznie aż do urodzenia. Dzieci, które mimo to żywe przyjdą na ten świat, będą od początku podstawówki edukowane seksualnie, żeby nie popełniły takiego błędu jak ich rodzice. Postkomuniści postulują też swobodę dokonywania aborcji przez małolaty, bez potrzeby powiadamiania rodziców. Do tego dochodzą takie drobiazgi jak zniesienie zakazu badań na ludzkich embrionach i bezpłatny dostęp do środków antykoncepcyjnych i poronnych. Eseldowcy chcą tym sposobem wypełnić obietnicę daną wyborcom. Chociaż tę jedną. Wyborców, co prawda, już nie mają, ale właśnie chodzi o ich ponowne zdobycie. Pewnie znajdą naiwnych, choć tak im zależy na losie kobiet jak Anicie Błochowiak na gejach („pedały”), albo Lepperowi na sprawiedliwości społecznej. Głosujcie, głosujcie. SLD wam poparcie w dzieciach wynagrodzi. „Usuniętych”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak